Reklama
aplikuj.pl

Recenzja filmu Przemytnik

Recenzja filmu Przemytnik

Przemytnik to najnowszy film wyreżyserowany przez Clinta Eastwooda z nim samym w roli głównej. Wychowując się na Trylogii dolarowej i maglując inne filmy z tym aktorem musiałam i na ten pójść. No i pojawił się problem. Bo choć sam Eastwood wygląda jakby miał zaraz zejść z tego świata, to jednak gra, jak zwykle, bardzo dobrze. Ale chodzi o scenariusz, chodzi o całokształt i resztę bohaterów. Dobra, chodzi o cały film. Dlaczego? Zapraszam do recenzji. Wyjątkowo, pojawi się trochę spoilerów dotyczących fabuły.

Przemytnik

Jak się okazuje, jest to film oparty na prawdziwej historii weterana II Wojny Światowej, Leo Sharpa. W wieku 90 lat zaczął przewozić z punktu A do punktu B narkotyki dla meksykańskiego kartelu. Artykuł o tym ukazał się kilka lat temu w The New York Times i to on posłużył do nakreślenia trzonu fabularnego. W oryginale Sharp został złapany przez DEA, ale odsiedział tylko 3 lata, gdyż wykpił się demencją. Wiecie, to całkiem ciekawy pomysł na film. Przynajmniej dla mnie. Starszych ludzi o niewiele rzeczy podejrzewamy. Dla nas staruszka mijana na ulicy może, co najwyżej, przesiadywać w oknie jako „osiedlowy monitoring”, ale na pewno nie zrobiłaby niczego niezgodnego z prawem. Podobnie myślą wszyscy w filmie Przemytnik. Ale, od początku.

Recenzja filmu Przemytnik

Głównym bohaterem jest Earl Stone, ma te 88 lat, stracił w życiu wszystko. Film rozpoczyna się sceną sprzed kilkunastu lat, gdzie Earl jest odnoszącym sukcesy hodowcą liliowców, zdobywa nagrody, jest czarujący, uśmiechnięty. Taki miły starszy pan. Jednocześnie pokazana jest nam od razu cena tego wizerunku. Gdzieś tam, ślub bierze jego córka. Wcześniej opuścił wszystkie ważne dla niej uroczystości, a teraz ona ma nadzieję, że choć na tej się pojawi. Nie przyjeżdża; bycie lokalną gwiazdą jest dla niego dużo ważniejsze niż rodzina. I cóż, jeśli już na wstępie pomyślicie, że nasz bohater jest dupkiem, to się nie pomylicie. Potem się nie zmienia.

Recenzja filmu Przemytnik

Mimo iż traci swój interes : „głupi Internet, głupie telefony, po co to komu?”, bank zajmuje mu nieruchomość i nie bardzo ma się gdzie podziać, on nadal się nie zmienia. Ma skostniały umysł starca, któremu kiedyś było dobrze. Nie myśląc kompletnie o konsekwencjach, on z powrotem chce być gwiazdą. Nasz weteran wojny w Korei staje się tytułowym Przemytnikiem na usługach meksykańskiego kartelu. Nigdy nie dostał mandatu, jeździ ostrożnie, a co najważniejsze – nie wzbudza podejrzeń. Dostawca idealny.

Czytaj też: Recenzja filmu Ága – ostatni oddech umierającego świata

Przewidywalny aż do bólu

Jeśli szliście na ten film żeby poczuć jakieś napięcie czy doznać zaskoczenia, to muszę was rozczarować. Przemytnik jest filmem bardzo przewidywalnym i schematycznym. Jest wiele scen, które, w zamyśle, miały być wyjęte prosto z kina sensacyjnego. Jednak, w ogólnym rozrachunku wydawało mi się, że Eastwood typowego filmu zrobić nie chciał. Nie mieliśmy zastanawiać się, czy go agenci DEA złapią, bo to było pewne od początku. Mieliśmy myśleć o tym, czy uda mu się naprawić swoje życie. I to właśnie jestem z ogromnych problemów, jaki mam z Przemytnikiem.

Recenzja filmu Przemytnik

Z jednej strony każdy daje nam do zrozumienia, że pieniędzmi nie naprawimy niczego. Ok. Ale jednak Earl fundując wnuczce część wesela, a potem umożliwiając skończenie studiów, trochę wraca do rodzinnych łask. Potem wystarczyło, że pojawił się przy łóżku umierającej żony i trach, wszyscy są rodziną! To raczej tak nie działa… Nagromadzone przez lata żale, zapiekła złość, a może i nienawiść nie znika od tak sobie.

Film podąża również za wieloma stereotypami.

I jeśli tyczyłoby się to tylko głównego bohatera to byłoby to wiarygodne. Earl jest skostniały, nie rozumie i nie chce zrozumieć nowości. On ma to swoje myślenie sprzed dziesiątek lat i jego się trzyma. Nabija się z Latynosów, nazywa czarnoskórych „czarnuchami”. Jest egoistą i hedonistą. No i spoko, są sceny, gdzie on, stary dziadek może z seksownymi, rozebranymi Meksykankami.

Recenzja filmu Przemytnik

Earl jest nam przedstawiony jako właśnie taki człowiek. Trzyma się pewnych rzeczy, które zna od wielu, wielu lat. I tak jak lata temu, tak samo i teraz, nie myśli o konsekwencjach swoich czynów. Ani razu nie zastanowił się, czy robi dobrze, czy źle. Nie, on to robił. I tyle. O ile te skostnienie umysłowe w przypadku Earla jest okej, to niestety odnosi się ono do całego filmu. Pokazuje, że w pewnym sensie, dotyczy ono samego umysłu Eastwooda. Wydawało mi się, że chce nam się pokazać, że to nie jest tak, że Earl widzi świat inaczej, ten świat po prostu taki jest. Idziemy więc stereotypami, gdzie każdy kierowca o innym kolorze skóry jest podejrzany. Gdzie praktycznie każdy, kto jest z Meksyku musi być członkiem kartelu. A jak ktoś ma podobny wygląd – musi być Meksykaninem. Dziwne, że Michael Peña został policjantem, powinien być jednym z bossów…

Niewykorzystany potencjał aktorski

Sam Eastwood gra świetnie. Dobrze się sprawdza jako uroczy, starszy pan. Wydaje mi się jednak, że jest to jedyny bohater tutaj, który mógł coś pokazać. W obsadzie mamy jeszcze Bradley’a Coopera, Laurence’a Fishburne’a, Michaela Peñę, a nawet Andy’ego Garcię. I co z tego? Żaden z nich nie reprezentuje sobą niczego, co warto byłoby zapamiętać. Na ich miejscach mogliby być randomowi, nieznani nikomu aktorzy i nie zrobiłoby to różnicy. Zapamiętałam tylko Diannę Wiest grającą byłą żonę Earla. Jej głos był tak wkurzający, a mimika nafaszerowanej botoksem twarzy tak nienaturalna, że trochę mnie te sceny przerażały.

Recenzja filmu Przemytnik

Mimo wszystko

Ponarzekałam sobie trochę. Właściwie ponarzekałam na wszystko. Jednak, mimo tego, Przemytnika ogląda się całkiem znośnie. Pomijając może ckliwą końcówkę rzucającą nam morałem w twarz, jest nieźle. Zdawało mi się, że to trochę takie osobiste pożegnanie Eastwooda. Patrząc na jego wiek wydaje mi się, że to jego ostatnia główna rola, a także ostatni wyreżyserowany film. I być może, to on jest tym skostniałym dziadkiem, który przedłożył pracę nad rodzinę. Który teraz chce nam, młodym, pokazać, że nie było warto i wręcz poprosić, byśmy nie zrobili tego samego.

Recenzja filmu Przemytnik

Przemytnik pokazuje nam bardzo uproszczoną wersję świata. Tu każdy może się zmienić, wybaczyć, zrozumieć. Czy tak jest w rzeczywistości? Cóż, odpowiedzcie sobie sami. Jeśli chodzi o film, mimo wszystko wybrać się warto. Dla Clinta Eastwooda, a także po to, by zobaczyć filmowy świat bez duszącej poprawności politycznej (ale za to ze stereotypami). Wychowując się na produkcjach z Eastwoodem niekoniecznie traktuję Przemytnika jako idealne i pożądane zakończenie ( o ile nim faktycznie jest). Przemytnik jest jak Eastwood, nieco przestarzały, nie interesujący się modą i do bólu szczery. I może nie teraz, ale kiedyś zapewne do tego filmu jeszcze wrócę.

Czytaj też: Recenzja filmu Kapitan Marvel

Zdjęcia i trailer: Warner Bros.