Reklama
aplikuj.pl

Recenzja komiksu Kryzys na Nieskończonych Ziemiach

Kamień milowy w rozwoju współczesnego komiksu

Na początków czasów wszechświat został podzielony na wiele alternatywnych wszechświatów, istniejących obok siebie w różnych wymiarach. W każdym z nich historia potoczyła się nieco inaczej, zaś co jakiś czas dochodziło do kolizji lub wzajemnego przenikania i okazywało się, iż istnieje więcej niż jeden Superman, Batman czy Wonder Woman. Ilość uniwersów nawarstwiała się z biegiem lat istnienia wydawnictwa DC, zaś mnogość nowych wątków wprowadzała coraz większy chaos, do momentu aż nie pojawili się twórcy Marv Wolfman i George Pérez.

Z ramienia Egmont ukazuje się seria komiksów DC Deluxe, skupiająca się wyłącznie na dziełach znaczących i przełomowych. Tak wzniosłe słowa oczywiście są dyskusyjne, albowiem opublikowany choćby Azyl Arkham uważam za nieco przereklamowany, ale z drugiej mieliśmy taką pozycję jak Czerwony Syn w pełni zasługującą na uwagę nawet czytelników, na co dzień nieobcujących z komiksem. Do panteonu Deluxe w kwietniu dołączył opasły tom zatytułowany Kryzys na Nieskończonych Ziemiach, obejmujący już klasyczną i pod wieloma względami przełomową pracę dwóch twórców, którzy prawdopodobnie nie mieli pojęcia jak bardzo ich komiks wpłynie na całe medium. Kryzys został zapowiedziany na konwencie komiksowym w Nowym Jorku już w 1981 roku, ale zbieranie wątków, plus przygotowywanie szczegółowego scenariusza trwało kilka lat. Ostatecznie rozpoczęto publikację serii w 1985 roku, gdy DC Comics obchodziło pięćdziesięciolecie istnienia.

Jak wspominał Marv Wolfman – rysownik – stworzenie recenzowanego komiksu było ogromnym wyzwaniem. Pomysł na serię, gdzie herosi z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości walczą wspólnie by pokonać jednego arcywroga kiełkował w głowie przez lata. Kryzys spełnił jednak jeszcze jedną bardzo ważną rolę, mianowicie uporządkował świat DC Comics. Widzicie, po ponad półwieczu działalności wydawnictwa na jego łamach pojawiło się wiele bohaterów lub wątków rozbijanych na coraz to więcej alternatywnych planet nazywanych później Ziemia-1, Ziemia-2, Ziemia-B, itd. Staży wyjadacze potrafili się zgubić w tym gąszczu, a co dopiero mówić o młodych czytelnikach, dla których postacie występujące w seriach z lat 60. lub 70. były zwyczajną abstrakcją, mitem niepotrzebnie wnoszącym dezorganizację do ich współczesnego świata.

Aby móc „zresetować” uniwersum potrzebne jest nietuzinkowe wydarzenie, katastrofa lub właśnie niepodważalny Kryzys, jeśli wolicie. Tak powstał wróg ostateczny nazwany Monitorem, pochodzący z wszechświata zbudowanego wyłącznie z antymaterii. Po tym jak podbił swój wymiar zapragnął władzy absolutnej, i przy pomocy antymaterii niszczy kolejne wszechświaty by potem ukształtować je na własne upodobanie. Oczywiście łotr posiada swojego odpowiednika z naszego wymiaru, który w przeciwieństwie do niego nie ma tak pokręconego umysłu owładniętego ideą niszczenia i władzy absolutnej. Co ciekawe, „ten dobry” Monitor to jedna z ważniejszych postaci DC Universe, która pojawiał się na łamach serii The New Teen Titans, stworzonej w 1980 r. przez Marva W. i George’a P.

Naturalnie nasz Monitor nie zawsze stał po stronie dobra, czasem zachowywał neutralną pozycję, a innymi czasy potrafił sporo napsuć krwi herosom. Jego niepodważalnym atutem jest ogromna wiedza i przenikliwość umysłu, choć posiada jeszcze kilka innych umiejętności, których możemy się tylko domyślać. W obronie Ziem mających jeszcze szanse ocaleć z tego kataklizmu, Monitor podejmuje próbę zjednoczenia wielu zarówno bohaterów, jaki i czarnych charakterów o unikalnych umiejętnościach, koniecznych do realizacji śmiałego pomysłu. Akcja komiksu rozgrywa się jednocześnie na wielu płaszczyznach – cofamy się 10.000 lat przed naszą erę, do okresu świetności Atlantydy, na front II Wojny Światowej oraz do przyszłości XXIII wieku. Tym samym recenzowany komiks stał się idealną okazją do poznania wielu postaci świata DC, o których słyszałem niewiele lub niedane mi było nigdy zobaczyć, albowiem ich przygody nie ukazały się drukiem w naszym kraju.

Kryzys_02

Największy atut Kryzysu w postaci podsumowania uniwersum jest także jego słabością, gdyż nawarstwienie postaci, wątków tudzież tempo akcji potrafią wywołać zawrót głowy. Miejmy jednak na uwadze, że nigdy wcześniej w historii komiksowego medium nie mieliśmy tak śmiałej próby uporządkowania uniwersum budowanego przez pięć dekad. Marv Wolfman, jako scenarzysta podjął się wręcz tytanicznego zadania, przecierając dotąd nieznane szlaki, którymi w kolejnych latach podążą inni twórcy komiksów, zarówno ci pracujący dla DC, Marvela oraz innych wydawnictw. Aby ogarnąć Kryzys nie możecie podchodzić do lektury z doskoku – to książka na wiele godzin, i prawdopodobnie jeszcze niejeden raz chwycicie za ten komiks.

Okładka, a raczej obwoluta tomu ozdobiona jest szczegółową grafiką pokazującą herosów na skraju katastrofy i rozpaczy. Wewnątrz na poszczególnych kartach znajdziemy styl rysunkowy, jaki znamy z lat 80., dziś dla wielu prawdopodobnie trącący nieco myszką. Podobna rzecz tyczy się także dialogów, ale zamiast krytykować lepiej podejść do tego klasyka, jako lekcji historii – wszakże Kryzys powstał 31 lat temu! Pierwszy raz został wznowiony w 1998 r., jako wydanie zbiorcze. Recenzowany tom, opublikowany przez Egmont, zawiera nie tylko dodatkowe komentarze autorów, wycinki scenariusza, szkice plansz, ale ponadto pieczołowicie odświeżono kolorystykę wszystkich kadrów. Całość zamknięto w niezwykle apetycznym opakowaniu – książkę drukowaną na dużym formacie chronioną przez twardą okładkę. Jedynie irytować może zastosowanie papieru kredowego, ale dziś to raczej pewien standard, do którego musimy się przyzwyczaić.

Kryzys na Nieskończonych Ziemiach to pozycja obowiązkowa dla każdego fana komiksowego medium. Dzięki niej podsumowano lata twórczości artystycznej wielu scenarzystów i rysowników, kończąc pewien etap, jednocześnie dając nowe otwarcie, a tym samym pole do popisu nowej generacji autorów. Trudno przecenić wpływ recenzowanej książki na świat komiksu. Wszakże publikowana teraz przez Egmont seria Marvel Now!, prowadząca do wydarzenia o enigmatycznej nazwie „Nieskończoność” jest niczym innym jak właśnie próbą nadania nowego kształtu uniwersum stanowczo przeładowanego postaciami oraz przeróżnymi wątkami. Gdyby nie Kryzys seria ta nigdy by się nie ukazała.

Jeśli spytacie mnie o zdanie, nieważne, po której stronie stoicie i jakie wydawnictwo uważacie za ulubione – jeśli interesujecie się komiksem na poważnie, posiadacie żyłkę kolekcjonera, to nawet nie zastanawiajcie się dwa razy! Kryzys na Nieskończonych Ziemiach to lektura wręcz obowiązkowa.