Reklama
aplikuj.pl

Recenzja filmu Wszyscy moi przyjaciele nie żyją

Wszyscy moi przyjaciele nie żyją, Netflix

Na zakończenie jakże katastrofalnego roku Netflix serwuje nam kolejny polski film. Tym razem smoliście czarną komedię Wszyscy moi przyjaciele nie żyją. Tylko czy warto poświęcić na nią czas?

Wszyscy moi przyjaciele nie żyją to film o niezbyt udanej imprezie

Okropnym skrótem, jednak to prawda. Cała fabuła zamyka się w imprezie sylwestrowej, która wymknęła się spod kontroli. Sam tytuł zdradza bardzo wiele, a początek jeszcze więcej, bo razem z dwójką policjantów wchodzimy do domu pełnego zwłok. Ktoś wisi powieszony na choinkowych lampkach, ktoś leży w pokoju z dziurą w głowie, a jeszcze inny ktoś przywiązany do łóżka. W salonie zaś trup ściele się tak gęsto, że nie ma którędy przejść. Zapewne już domyślacie się, jak będzie wyglądał cały film. Dalsza część po prostu pokazuje nam jak do tego doszło. Zwyczajna domówka na zakończenie roku (nie takiego jak nasz, bo nie ma tu pandemicznych obostrzeń) kończy się masakrą rodem z Tarantino.

Ciężko bardziej nakreślić fabułę Wszyscy moi przyjaciele nie żyją. Cały film opiera się na tym, że w pewnym momencie rozpoczyna się fala zbrodni. Przypadkowych lub mniej, jednak wynik jest ten sam. W gruncie rzeczy do większości z nich doprowadza seks, bo ktoś chciał się z kimś przespać, albo to zrobił, choć ewidentnie nie powinien. Całość okraszono momentami całkiem niezłym humorem sytuacyjnym, czarnym dowcipem i naprawdę wartką akcją. Fabuła idzie do przodu jak burza i zanim się obejrzymy krew jest wszędzie.

Trudno jest oceniać czarną komedię

Komedia, a już w szczególności ta „czarna” to gatunek bardzo specyficzny, który ciężko jest ocenić. Doskonale wiemy, że nie każdego śmieszą te same żarty, jednak są pewne elementy, które śmieszyć nie będą nikogo. W filmie Jana Belcla wkraczamy do pięknego domu pozostającego raczej w oderwaniu od polskiej przeciętnej rzeczywistości. Na miejscu wchodzimy w środek imprezy również przypominającej te zza oceanu. To nie żaden zarzut, bo akurat te elementy są najmniejszym problemem produkcji.

Najbardziej bowiem kuleją bohaterowie. Zwykle bywa tak, że im jest ich więcej tym ciężej jest w krótkim formacie dobrze ich przedstawić. Nie inaczej jest w przypadku Wszyscy moi przyjaciele nie żyją. Roi się tu od postaci przerysowanych i skrajnie karykaturalnych. Julia Wieniawa, która jest ewidentnie twarzą filmu wciela się w astrologiczną fanatyczkę, za nią przewijają się owładnięte seksem nimfomanki, dwóch kolesi usilnie starających się zaliczyć, naczelny podrywacz i religijny fanatyk z Francji. A to nie koniec, bo podobnych kreacji mamy wiele.

Takie nagromadzenie bohaterów ma sens w przypadku seriali. W przypadku filmów najczęściej kończy się fiaskiem, bo przecież ktoś musi wyjść na pierwszy plan. Jeśli zaś założenia scenarzysty (w tym przypadku za scenariusz i reżyserię odpowiada Belcl) nie typują nikogo takiego całość zaczyna się gubić i rozmywać. Rozumiem założenie. Masakra dotyczy wszystkich, tylko w tym przypadku mamy papierowe karykatury i tych, których nikomu już nie chciało się pisać, więc siedzą sobie na ławce na dworze albo gapią się na to, co robią inni. Wszystko po to, by na końcu umrzeć. A do tego musimy dodać jeszcze fakt, że Belcl chyba od dobrych nastu lat na żadnej imprezie nie był, a swoją wiedzę na temat młodzieżowego „slangu” podłapał z wypowiedzi swoich rówieśników lub z innych, niezbyt udanych produkcji. Wszystko to sprowadza się do postaci wygłaszających najczęściej sztuczne kwestie, których raczej nikt normalnie nie mówi.

Czytaj też: Recenzja serialu Obce światy
Czytaj też: Recenzja filmu Mosul – kolejna udana współpraca Netflixa i braci Russo
Czytaj też: Recenzja filmu Bal – ważny temat, gwiazdorska obsada i Ryan Murphy

Nowy polski film od Netfliksa ma wiele minusów

Sama fabuła z mocno krwawymi elementami to coś, co może znakomicie działać. Raczej nie byłby to film wybitny, ale na pewno dałoby nam sporo rozrywki. Jednak do tego potrzeba bohaterów. Nie ważne już, czy takich, których byśmy lubili czy wręcz przeciwnie. Oczywiście nie mówię tu o wszystkich. Zawsze musi być te „tło”, które potem zrobi statystykę w ilości zgonów i dostarczy większej ilości krwi. Jednak ci, którzy są ważniejsi muszą być jacyś. W tym przypadku właściwie większość z nich jest nijaka. Najbardziej udanym bohaterem jest Filip (Mateusz Więcławek), ale co z tego? Jedna osoba w tym przypadku zbyt dużej różnicy nie robi.

Film nie jest klapą, właściwie sporo o mu do tego brakuje. Widać ciekawy, może nieco wtórny pomysł stanowiący mieszankę zagranicznych klasyków gatunku. Jest sporo niezłych żartów, choć w tym przypadku wydaje mi się, że są one raczej wynikiem przypadku niż intencji Belcla patrząc na scenariusz całościowo. Akcja idzie całkiem gładko osiągając ten przyjemnie cringe’owy poziom absurdu tak charakterystyczny dla filmów tego typu. W końcu, gdy zaczyna się finalna jatka nikt nie przejmuje się ilością kul w magazynku broni czy faktem, że do tej pory żadna z obecnych na imprezie osób nie zadzwoniła na policję.  Do tego trzeba dodać naprawdę dobrą muzykę na czele z rockowym kawałkiem w kulminacyjnej części filmu i kawałkiem promującym produkcję.

W takim razie, czy warto obejrzeć Wszyscy moi przyjaciele nie żyją?

Ciężko mi jednoznacznie odpowiedzieć. Ten film może się podobać. Podchodziłam do niego jak do takiej czarnej komedii średniej kategorii i nie spodziewałam się fajerwerków. Całościowo nie jest źle, bo wszystko ratuje finalny moment satysfakcjonująco irracjonalnej masakry. Dodatkowo netfliksowa nowość jest krótka, bo trwa około 90 minut, więc nie trzeba poświęcać na nią zbyt wiele czasu. Mogłoby być zdecydowanie lepiej, gdyby Jan Belcl zrozumiał, że kompletnie nie zna się na języku używanym przez współczesną młodzież lub nawet osoby po dwudziestce. A także, gdyby stworzył prawdziwe postacie, a nie te papierowe karykatury, które dostaliśmy.

Podsumowując. Źle nie jest, ale nie jest również dobrze. Fajnie, że Netfliks chce inwestować w polskich twórców i daje im szansę w produkcjach, przy których można poeksperymentować. Pozostaje mieć nadzieję, że w końcu trafią na kogoś, kto będzie to robił w sposób świadomy i umiejętny. Tymczasem to Waszej ocenie pozostawiam, czy chcecie poświęcić chwilę na film Wszyscy moi przyjaciele nie żyją. Ja nie uważam tego czasu za całkowicie stracony, ale wiem, że zapewne mogłabym te półtorej godziny spożytkować lepiej.