Siły Powietrzne USA planują w niedalekiej przyszłości zacząć używać tanich, bezzałogowych i „jednorazowych” myśliwców i samolotów bojowych w celu uzupełnienia załogowych samolotów na powietrznym polu bitwy. Bezzałogowe samoloty można kupić w większej liczbie, zwiększając rozmiar flot taktycznych i można je wysyłać w misjach zbyt niebezpiecznych dla samolotów załogowych.
Wiemy o tym nie ze szemranych źródeł, a od samych przedstawicieli Sił Powietrznych, który podzielili się tą informacją podczas konferencji Defense News w 2019 roku. Wzrost Sił Zbrojnych Chin i Rosji powoduje, że Pentagon koncentruje się na tak zwanych wojnach wielkich mocarstw. Myśliwce, bombowce i inne samoloty przeznaczone do walki w tych wojnach są jednak niezwykle drogie.
F-35A Joint Strike Fighter kosztuje 89,5 miliona dolarów za jeden egzemplarz, a jego koszt za godzinę lotu wynosi 44000$. Z kolei każdy nowy bombowiec B-21 Raider będzie kosztował około 640 milionów dolarów.
Bezzałogowe samoloty bojowe oferują więc wyjście z rosnących kosztów. Dlatego też Siły Powietrzne USA finansują obecnie rozwój XQ-58A Valkyrie, poddźwiękowego bezzałogowego samolotu o ładowności 272 kilogramów i zasięgu do 2777 km. Bez systemu podtrzymywania życia dla pilota, zaawansowanej elektroniki i wytrzymałości lotu rzędu 12000 godzin, taki dron powinien kosztować zaledwie 3 miliony dolarów każdy. Nieźle, jak na 30 Valkyrie w cenie jednego F-35A.
Takie „drony bojowe” mogą stać się nie tylko samodzielne, ale też mogą ściśle współpracować z załogowymi bombowcami oraz myśliwcami. Mogą wtedy wyszukiwać załogowe samoloty wroga, a następnie działać jako przynęta na zasadzkę powietrzną lub atakować wroga pociskami. Drony towarzyszące bombowcom mogą mapować siatkę obrony powietrznej wroga, zakłócać komunikację i radary wroga, a także wyszukiwać i niszczyć wrogie radary oraz miejsca na pociski powietrzne, zwiększając szanse bombowca na uniknięcie wykrycia. Wreszcie dron może działać jako przynęta.