Używanie włókien światłowodowych do wykrywania trzęsień ziemi sięga wielu lat wstecz. W większośc przypadków jednak dotyczyło to krótkich odcinków, wynoszących maksymalnie 100 kilometrów.
Nowa metoda, zaprojektowana przez Mattię Cantono i Valeya Kamalova, pozwala na znaczne zwiększenie tej odległości do dziesiątek tysięcy kilometrów. Autorzy projektu sugerują, że ich rozwiązanie jest lepsze m.in. ze względu na fakt, że opiera się na istniejących już włóknach. Co więcej, wykorzystuje rozwiązania, które są obecne w ogromnej większości istniejących na świecie systemów światłowodowych, co oznacza, że ma szerokie zastosowanie.
Pomysł sięga 2013 r., kiedy to Cantono i Kamalov zastanawiali się, jak wykorzystać tzw. dane SOP, czyli odpowiedzi na zakłócenia mechaniczne występujące wzdłuż kabla. Po początkowych problemach, badacze postanowili analizować zmiany fazowe za pomocą wąskopasmowego, lasera. Niestety, rozwiązanie dotyczyły jedynie stosunkowo krótkich odcinków położonych na niewielkich głębokościach. Aby ogłosić sukces, konieczne było zwiększenie zasięgu.
Czytaj też: Jak woda w skorupie ziemskiej wpływa na trzęsienia i tsunami?
W 2019 roku postanowili analizować SOP na większym dystansie, sięgającym 10 500 kilometrów. Okazało się, że sygnał był nienaruszony, co pokazuje, że dno oceanu jest stosunkowo cichym miejscem. Zmiana nastąpiła 28 stycznia 2020 roku, kiedy wykryli trzęsienie ziemi o sile 7,7 stopnia. Miało ono miejsce na Jamajce, ok. 1500 km od jednego z kabli. W kolejnych miesiącach naukowcy natrafili na kilka kolejnych – mniejszych lub większych – trzęsień.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News
I choć nie istnieje jeszcze gotowy system analizowania takich sygnałów, to okazuje się, że można dzięki nim wykryć również zmiany ciśnienia w samym oceanie, co może pomóc w przewidywaniu tsunami. Co więcej, jeśli kabel biegnie w pobliżu epicentrum trzęsienia ziemi, system ostrzegania przed kataklizmem, który przekazuje dane z prędkością światła, może w ciągu milisekund przekazać ostrzeżenie dla osób przebywających w obrębie zagrożenia. Jednocześnie Cantono i Kamalov sugerują, że zaproponowane przez nich podejście nie musi zastąpić czujników sejsmicznych. Można je bowiem potraktować jako źródło dodatkowych informacji.