OnePlus to hipsterska legenda. Marka dla wtajemniczonych, która działa niczym balsam na ludzi z kompleksami na poziomie pamięci RAM. 12 GB RAM i Snapdragon 855? Bardzo proszę, w dodatku 90-hercowy ekran bez wcięć i bardzo porządny zestaw aparatów. Poznajcie OnePlus 7 Pro, najbardziej wykokszony telefon z Azji, jaki możecie kupić w polskich sklepach.
OnePlus 7 Pro – telefon dla dużych chłopców
Jeśli jesteś jedną z osób płaczących, że współczesne telefony są za duże i „kiedyś to było” – odpuść sobie dalsze czytanie. OnePlus 7 Pro to kwintesencja współczesnego korzystania z sieci, bez oglądania się wstecz. Dostajemy dużo, mocno i z wiadrem WOW.
Do naszych testów trafił dzięki uprzejmości niezawodnego x-kom.pl telefon w wariancie 8/256 GB wyceniony na 3299 zł. W konfiguratorze na stronie x-kom.pl znajdziecie też kilka innych wariantów kolorystycznych i pamięci. Na pełnym wypasie można wybrać aż 12 GB pamięci RAM i 256 GB pamięci wewnętrznej za 3599 zł, a szukając oszczędności dostaniemy wariant 6/128 GB wyceniony na 3098 zł. Kolory obudów migdałowy i niebieski dostępne są dopiero od 8 GB RAM (#BurżujRadar).
Czytaj też: Xiaomi Redmi Note 7 to czarny koń w segmencie telefonów poniżej 1000 zł
Czytaj też: Recenzja Oppo Reno3 okiem użytkownika
Specyfikacja OnePlus 7 Pro
Wymiary: 162,6 x 75,9 x 8,8 mm, przy masie 206 gramów,
Procesor: SoC Qualcomm Snapdragon 855, proces technologiczny 7 nm, 1×2,84 GHz Kryo 485 & 3×2,42 GHz Kryo 485 & 4×1,8 GHz Kryo 485, GPU Adreno 640
Pamięć: 128 lub 256 GB pamięci wewnętrznej, 6, 8 lub 12 GB pamięci RAM, brak czytnika kart pamięci; testowe urządzenie 256/8 GB.
System: Android 9.0 z nakładką systemową OxygenOS 9.5.8,
Łączność: dual SIM, VoLTE, LTE Cat 18 (1200/150 Mb/s), Wi-Fi a/b/g/n/ac, dual-band, NFC, Bluetooth 5.0, USB 3.1 typu C, GPS z GLONASS, BDS, GALILEO i SBAS,
Ekran: 6,67-calowy, Fluid AMOLED o rozdzielczości 1440 x 3120 px, w 88,1% wypełniający front urządzenia, powierzchnia 108,8 cm kw., zagęszczenie pikseli 516 ppi, szkło ochronne Corning Gorilla Glass 5, DCI-P3, HDR10+, odświeżanie 90 Hz.
Aparat:
– główny 48 Mpix, F/1.6, duży sensor 1/2″ (Sony IMX586), piksele 0,8 mikrometra, autofokus oparty na detekcji fazy,
– aparat 8 Mpix F/2.5 – 78 mm, telefoto, 3x zoom,
– aparat 16 Mpix, F/2.2, 13 mm, ultraszerokokątny,
– przedni aparat 16 Mpix, F/2.0, 25 mm, automatycznie wysuwany.
Bateria: Litowo-polimerowy akumulator o pojemności 4000 mAh, szybkie ładowanie 30 W Warp Charge.
Dodatki: Czytnik linii papilarnych w ekranie, 2-wymiarowe rozpoznawanie twarzy, głośniki stereo, etui w zestawie z telefonem, brak słuchawek.
OnePlus 7 Pro – gdy potrzebujesz więcej… Ekranu
Jak widać wyżej, OnePlus nie próbuje już robić za drugiego Xiaomi, tylko idzie w jakość. Zanim przejdziemy do prężenia benchmarkowych muskułów, zerknijmy na ten absurdalnie piękny ekran. 6,67-cala.108,8 cm kw., 88,1% wypełnienie przedniego panelu ekranem, Corning Gorilla Glass 5, gamut kolorów zgodny z DCI-P3, kinowy HDR10+… Gdzie jest błąd, co zrobili nie tak? Zerkam nerwowo, a tam dalsza lawina jedwabistości – ekran 1440 x 3120 pikseli, 516 ppi, proporcje 19,5:9, brak wcięć czy dziur na aparat. Ten ostatni jak trzeba do wyjeżdża z góry obudowy. Wow. Ale to nie koniec. W świecie ekranów 60 Hz i ledwie wytrzymujących takie wyświetlanie starych procesorów, tutaj dostajemy 90 Hz. I powiem tak, łeb wybucha na widok tej płynności animacji.
Nie dość, że producent skończył w końcu z ekranami FullHD, to teraz daje taki Fluid AMOLED, że konkurencja wysiada. To wygląda lepiej podczas oglądania filmów niż P30 Pro, Xperia 1 (reklamowana jako kinowa) czy nawet Galaxy S10+. Potężna tafla soczystych kolorów i nieskończonego kontrastu. Mokry sen osoby dojeżdżającej do pracy pociągiem. O takie ekrany nic nie robiliśmy i takich ekranów chcemy więcej. Przy ręcznym sterowaniu jasnością max to niespełna 440 nitów, ale spokojnie, nie zabrakło trybu turbo. W ostrym słońcu ekran maksuje na prawie 620 nitach. Pomimo więc, że to prawdziwie tabletowa kobyła, pary OnePlus 7 Pro nie brakuje. Jaśniej świeci tylko Galaxy S10+ – barwą pustki w portfelu ;-).
OnePlus 7 Pro – Oxygen OS to zdecydowanie najładniejsza z nakładek na Androida
Możecie się kłócić, doszukiwać piękna w menu Huaweia czy Samsunga, ale na nic Wasze trudy. To co zrobił OnePlus to arcydzieło minimalizmu i pięknych akcentów. To najszybsza nakładka systemowa na Androida, pozbawiona całego stockowego badziewia, które wciskają inni. Nastawiona na maksimum wydajności i minimum wkurzania absurdami. Jedyny preinstalowany dodatek do narzędzie do przenoszenia danych ze starego telefonu. Śmieciowym bym go nie nazwał.
A przy tym mamy wszystkie niezbędne skróty, genialną – jeszcze raz – GENIALNĄ! prezentację powiadomień na ekranie i biometrię, która w końcu działa. Zacznę od tych powiadomień. Nie wiem jakim cudem inni nie wpadli na ten pomysł, ale wiadomości z Messengera czy SMS-y wyświetlają się na kilka sekund na zablokowanym ekranie. I nie byłoby tutaj nic dziwnego, gdyby nie fakt, że prezentowany jest jedynie tekst, a reszta pikseli ekranu jest wyłączona. Dlaczego inni tak nie robią? Nie wiem, ale aż mam ochotę wgrać customizowane oprogramowanie do mojego Huaweia. Gdy o biometrii mowa, to mamy tutaj zarówno duży czytnik linii papilarnych w ekranie, jak i możliwość zdejmowania blokady za pomocą wyskakującego aparatu. Ten ostatni jest przy tym o tyle sprytny, że w razie jakby telefon „wyczuł” upadanie, schowa się natychmiast, by przetrwać uderzenie.
Oczywiście nie zabrakło obsługi motywów (oddzielnie ikony i tapety), są kozacko animowane tapety i mamy możliwość wybrania koloru przewodniego interfejsu – może być absolutnie dowolny. Do tego są schematy kolorystyczne: kolorowy, jasny i czarny (yesss). Mamy też obsługę gestami, która jednak trochę różni się od tej w iPhone’ach czy Huaweiach. Gest powrotu to przesunięcie palcem nie od lewej strony ekranu, lecz od dołu. Przy tak dużej przekątnej wyświetlacza wolałbym jabłkowe rozwiązanie. Gdy już przy inspiracjach firmą z Cupertino jesteśmy, to mamy mechaniczny suwak zmiany trybu dźwięku. Apple ma tylko 2 tryby, tutaj są trzy – dzwonek, wibracja i cichy. Bomba.
OnePlus 7 Pro – łączność to moje drugie imię
Wchodzę do sklepu, ekspedient pyta jakie opcje łączności ma mieć telefon, a ja mówię – wszystkie. No i tak dostałem OnePlus 7 Pro. Nie jest jednak wielką tajemnicą, że biorąc telefon ze Snapdragonem 855 raczej o kompatybilność nie trzeba się martwić. Naliczyłem 24 częstotliwości LTE w wersji Global, agregować potrafi w tym samym czasie telefon nawet 5, dając pobieranie do 1,2 Gb/s i wysyłanie do 150 Mb/s. Wi-Fi rzecz jasna dual-band, a/b/g/n/ac, Bluetooth w wersji 5.0 ze wsparciem dla aptX HD. Jest też NFC, GPS z BDS, Galileo, SBAS no i mamy złącze USB 3.1.
GPS potrafił zobaczyć w budynku 37 satelitów, głośniki stereo zaskakiwały donośnością dzwonków i alarmów, a zwyczajna rozmowa czarowała brakiem szumów i stabilnym zasięgiem. Ponarzekać należy na brak złącza JACK 3.5 mm – no kurczę, nie wierzę, że zabrakło nań miejsca. Natomiast na upartego można też pomarudzić na brak portu podczerwieni. Mam go w innych telefonach i coś nie używam, ale kto wie, może niektórym jest niezbędny.
OnePlus 7 Pro – są lepsze aparaty, ale raczej ich nie potrzebujesz
Huawei zepsuł rynek foto gorzej niż Samsung, Nokia i Apple razem wzięte. Nie ma lekko, a że chińska firma dostała na wyłączność ostatnią matrycę z żółtymi pikselami, trzeba sobie radzić tak jak reszta. Kolejny najlepszy sensor na rynku to… tam taram, tadam – Sony IMX586, eksploatowany do granic absurdu przez wszystkich producentów. Do tego mamy 16 Mpix z obiektywem o jasności F/2.2 i ekstremalnie szerokim kątem o polu widzenia 117 stopni i niepozorne 8 Mpix z zoomem jednak nie 2x tylko 3x oraz jasnością F/2.4. Główny aparat dostał obiektyw F/1.6 co może dalekie jest od rekordów F/1.4 w View 20, ale wciąż przyjemne.
Największym problemem OnePlusów były do tej pory nie same aparaty fotograficzne, co nie zawsze dostatecznie dopracowane oprogramowanie. I tak też zaczęła się przygoda z 7 Pro u dziennikarzy, szybko jednak dotarła łatka, która – co tu dużo mówić – zmieniła zasady gry. Przede wszystkim zacznijmy od tego, że całe te 48 Mpix nie służy do robienia zdjęć o tak wielkiej rozdzielczości, tylko dopieszczonych fotek 12 Mpix. Zresztą, te magiczne zdjęcia z P30 Pro, to też nie 40 Mpix, tylko z reguły 10 Mpix. Duży sensor sprawia, że nawet nie trzeba się bawić w cyfrowe rozmywanie – bo tła mają ładny bokeh od razu. Praca pod światło jest zadowalająca, choć tradycyjnie, potrafi wtedy spaść kontrast.
Jedno małe „ale” i wielki fotomiód
Jedyne co irytuje to wrażenie dołożenia modułu szerokokątnego nieco na dokładkę. Nie jest on chociażby dostępny w trybie wideo, ale przynajmniej szybko się uruchamia w przeciwieństwie do tego co robi Xperia 1. Trzeba natomiast przyznać, że przełykając drobne ograniczenia dostajemy naprawdę dobrą jakość zdjęć. Świetny kontrast, przejścia tonalne, mnóstwo szczegółów i rewelacyjnie HDR-owane niebo. Aparaty do selfie widziałem lepsze, tutaj zdjęcia może ciut za prawdziwe wychodzą :D Zdjęcia żywności – ślinotok, krajobrazy – przeglądam oferty biura podróży, nocne – w końcu coś widać. Nieźle wypada też makro. A jak ktoś ma jakieś kompleksy, zawsze może przestawić wajchę rozdzielczości na szpan mode 48 Mpix. W tym trybie znika magia algorytmów, ale przy dobrym oświetleniu rzeczywiście dostaniemy więcej detali… i szumu.
Wideo? Totalny kozak. Świetna stabilizacja zarówno w FHD, jak i w 4K @60 fps. Mnóstwo detali, bardzo dobre audio, świetne kolory – aż chce się kręcić. I tylko zwolnione tempo kłuje w oczy. Wiadomo, że w jego przypadku zawsze szału nie ma, ale tutaj ewidentnie producent daje HD interpolowane do FullHD – nieładnie.
Zakresy ogniskowych aparatu:
Inne zdjęcia przykładowe wykonane telefonem:
OnePlus 7 Pro – lider benchmarków
Jeśli miałbym krótko określić wydajność telefonu, to byłoby to stwierdzenie zero kompleksów. Na efekt ten składa się kilka czynników, bo obok procesora, szybkiej i pojemnej pamięci mamy też ekran o zwiększonej „responsywności”. Odświeżanie 90 Hz nadaje interfejsowi dodatkowej dynamiki i już po chwili wprawione oko z obrzydzeniem patrzeć będzie na standardowe 60 Hz. To serio robi różnicę. Gdy zaś podwyższone odświeżanie idzie w parze z lekkim interfejsem, spodziewać należy się rekordów.
OnePlus 7 Pro – czas pracy
Muszę przyznać, że postawienie na akumulator o pojemności 4000 mAh było dla mnie nieco niepokojące. Telefon jest duży, pękaty i aż trudno mi uwierzyć, że nie zmieściło się tutaj ciut więcej.
W symulowanej pracy na multimediach, z jasnością ekranu ustawioną na 200 nitów, uzyskaliśmy wynik 8h i 3 minut, a więc o przeszło 2 godziny słabszy niż w przypadku Huaweia P30 Pro. Naprawdę krucho robi się jednak po uruchomieniu gier. 2 godziny i 35 minut w teście Manhattan 3.1 to nie jest powód do dumy.
Jasność ustawiona na 200 nitów; maksymalna wydajność | Social media i multimedia | Gry mobilne |
Honor View 20 | 10h 1 min | 3h 16 min |
Huawei P30 Pro | 10h 25 min | 9h 10 min |
OnePlus 7 Pro | 8h 3 min | 2h 35 min |
Samsung Galaxy S10+ | 8h 31 min | 4h 8 min |
Xiaomi Mi 9 | 9h 15 min | 2h 42 min |
W bardziej typowym, niesymulowanym użytkowaniu wynik na poziomie 4h na ekranie pokazywał jasno – ten telefon potrzebuje więcej prądu.
Podsumowanie
Nie bardzo wiedziałem na co się piszę rozpoczynając moją kilkutygodniową przygodę z OnePlus 7 Pro. Nastawiłem się na duży dysonans pomiędzy miejską legendą i rzeczywistością. Tymczasem hipsterski OnePlus nabił mi ćwieka jak mało która z premier ostatnich miesięcy. Piękny interfejs, absurdalna szybkość działania, świetny czytnik linii papilarnych, najlepszy w klasie ekran AMOLED, zaskakująco dobre zdjęcia i rewelacyjne filmy. A do tego głośniki stereo i tryb HDR, które wgniotły wyprofilowane pod kątem wideo urządzenia konkurencji. Ten telefon do tego stopnia mi się spodobał, że niemal nie widziałem wad takich jak brak ładowania bezprzewodowego i złącza JACK 3.5 mm czy jednak za krótki czas pracy na baterii. Podobno też wodoszczelność nie do końca wyszła, ale tylko głupiec oczekuje pełnej szczelności przy obudowie z wysuwanym obiektywem aparatu.
Na OnePlus 7 Pro zwyczajnie lubię patrzeć. I tak samo reagowali wszyscy moi znajomi. Mówili cicho jaki wielki, a potem przepadali w głębi ekranu i płynności animacji. Tak, mógłbym być #TeamOnePlus i nie tęskniłbym ani do Huaweia, ani do Samsunga. Miałem obalać mity dotyczące marki, tymczasem uległem jej słodkim wpływom – no cóż – życie.