Zombie huragany, które odzyskują swoją niszczycielską siłę po pozornym zniknięciu, są najnowszym z problemów 2020 roku. Co gorsza, tego typu anomalie stają się coraz powszechniejsze za sprawą zmian klimatycznych.
Na początku tego miesiąca, burza tropikalna Paulette, która powstała nad Oceanem Atlantyckim, uderzyła potem w wybrzeże Bermudów jako huragan 1. kategorii. Następnie kataklizm wzmocnił się, osiągając wyższą kategorię. Na szczęście nieco ponad 5 dni później wiatr osłabł, by wkrótce potem całkowicie zniknąć.
Problem w tym, że 21 września Paulette… powróciła, ponownie stając się burzą tropikalną, oddaloną o niecałe 500 km od Azorów. I choć już wcześniej naukowcy natrafiali na pojedyncze przypadki zombie huraganów, to wydawały się one naprawdę rzadkie. Teraz, kiedy globalne ocieplenie sprzyja występowaniu kataklizmów, problem może być natężony.
Czytaj też: Zmiany klimatu nie istnieją? Huraganów jest tak wiele, że brakuje dla nich nazw
Huragany potrzebują ciepłej wody i wilgotnego powietrza, aby się utworzyć. Liczba burz rośnie więc, jeśli występuje ciągły dopływ energii z ciepłej wody i powietrza, a słabną, kiedy przemieszczają się po lądzie lub nad chłodniejszymi wodami. Niestety, obszar Zatoki Meksykańskiej ocieplił się na tyle, że tamtejsze warunki sprzyjają powstawaniu i „ożywaniu” burz i huraganów.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News