Początek pandemii w Euopie i na świecie mógł nastąpić znacznie wcześniej i na większą skalę, niż sugerowałyby oficjalne dane. Autorzy nowych badań, którzy skupili się na obszarze Seattle, doszli do interesujących wniosków.
Naukowcy odkryli bowiem, że znaczna część osób, w tym dzieci, w Seattle, prawdopodobnie była zakażone SARS-CoV-2, choć podejrzewano u nich grypę. Co więcej, badacze sądzą, że w tym amerykańskim mieście do początku marca faktycznie było aktywnych tysiące przypadków, podczas gdy w całym stanie oficjalnie odnotowano niewiele ponad sto.
Artykuł opublikowany w EClinicalMedicine sugeruje, że przedstawiciele University of Texas at Austin przeanalizowali wymazy z gardeł pacjentów ze szpitali w Seattle. Sprawdzili je pod kątem obecności koronawirusa odpowiedzialnego za COVID-19. Okazało się, iż średnio 10% przyjętych pacjentów było zakażonych SARS-CoV-2, co z kolei może oznaczać, że do 9 marca w Seattle znajdowało się co najmniej 9000 nosicieli.
Czytaj też: Co Amerykanie sądzą o rosyjskiej szczepionce na koronawirusa?
Co więcej, pojawiły się dość mocne przesłanki dot. faktycznego początku epidemii w tej części Stanów Zjednoczonych. Ludzie rozprzestrzeniali tam wirusa już w pierwszych dniach stycznia, a być może nawet w okresie Bożego Narodzenia. Najprawdopodobniej wirus dotarł tam z Europy, gdzie do zakażeń mogło dojść nawet wcześniej. Jeśli chodzi o pytanie zawarte w tytule, to pojawiają się dwa najbardziej prawdopodobne przypuszczenia. Po pierwsze, kwestia koronawirusa była w lutym i marcu na tyle słabo nagłośniona, że lekarze rzadko decydowali się na jego diagnostykę. Poza tym, objawy grypy i COVID-19 są na tyle podobne, iż łatwo pomylić ze sobą obie te przypadłości.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News