Polska aukcja częstotliwości sieci 5G miała ruszyć jeszcze w grudniu. Przynajmniej takie głosy się pojawiały. Teraz wiemy, że poczekamy na nią co najmniej do marca. A czas goni…
Gdyby sytuację Polski i sieci 5G określić w formie mema, pierwsze co przychodzi mi na myśl to status związku z Facebooka – to skomplikowane. W 2020 roku jedno duże polskie miasto ma być pokryte zasięgiem sieci 5G, a operatorzy nie mają jeszcze rozdysponowanych częstotliwości. Dlatego też promieniem nadziei były informacje, że aukcja może wystartować jeszcze w grudniu 2019 roku. Szczególnie, że rząd potrzebuje pieniędzy na spełnienie obietnic wyborczych.
Wygląda jednak na to, że UKE ma czas. I zamiast aukcji mamy drugi etap konsultacji, które potrwają do 27 lutego. Po pierwszym etapie założenia aukcji wyglądają na niezmienione. Nadal do wylicytowania są cztery bloki o szerokości 80 MHz każdy, a jeden uczestnik może wylicytować tylko jeden blok. Choć pojawiały się ostatnio głosy mówiące, że mogą być chętni na zgarnięcie dwóch bloków. To mogłoby znacznie przedłużyć licytację i któryś z operatorów stanąłby na dominującej pozycji w przypadku wygranej. Ale możliwości budowy sieci miałby znacznie większe niż konkurencja.
Bez zmian pozostała również cena wywoławcza wynosząca 450 mln złotych za jeden blok. Choć zdaniem operatorów, cena jest zawyżona. Przypomnijmy jeszcze, że do wylicytowania są bloki w częstotliwości 3,4 – 3,8 GHz, a wylicytowane rezerwacje wygasną dopiero w 2035 roku. Oczywiście pojawi się wtedy możliwość ich przedłużenia.