W 2020 roku dostaliśmy sporo świetnych seriali, pojawiło się też wiele takich, które najzwyczajniej w świecie zawiodły moje oczekiwanie. Poniżej znajdziecie więc listę największych serialowych zawodów mijającego roku.
Muszę najpierw zaznaczyć, że właściwie rzadko jakaś produkcja zawodzi mnie na całej linii. Zwykle elementy, które mi się nie podobają w jakiś tam sposób równoważą się z tymi dobrymi. I bardzo podobnie było w przypadku tytułów, które znajdziecie poniżej. Były w nich dobre i złe momenty, ale najważniejsze, że po seansie czułam rozczarowanie, niedosyt a do wielu z nich z pewnością już nie chciałabym wracać. Często też w poszczególnych tytułach można było zaobserwować przerost formy nad treścią lub po prostu twórcy nie byli w stanie sprostać obietnicom, którymi hojnie szafowali podczas promocji danej produkcji. Jest również, najzwyczajniej w świecie, nudno. W zestawieniu znalazło się jedynie 5 tytułów, bo to chyba na te seriale (lub kontynuacje) czekałam najbardziej w tym roku. A wiadomo jak to jest, im człowiek bardziej czeka tym bardziej może się zawieść.
Moje największe serialowe zawody 2020 roku
Altered Carbon – sezon 2.
Całkowicie nie dziwi mnie fakt, że po premierze drugiego sezonu Netflix postanowił zrezygnować z brnięcia dalej w tę historię. Wysokie koszty produkcji robią swoje. Pierwsza odsłona przypadła mi do gustu, choć nie jestem ogromną fanką seriali science fiction. Zachwyciłam się światem, jego możliwościami i szerokim polem do popisu. Jednak nowe odcinki, zamiast oferować nam lepiej zrobioną futurystyczną przygodę dały coś nudnego, co kompletnie nie przykuwało oczu do ekranu. Ciężko mi nawet powiedzieć w czym konkretnie tkwił problem. W zmianie aktora grającego głównego bohatera? Anthony Mackie choć jest dobrym aktorem kompletnie nie podołał tej roli. Do tego dodajmy strasznie rozwleczoną, nudną fabułę i mamy kontynuację, której nikt nie chciał, nikt nie potrzebował (zapewne oprócz mnie) i która nikogo nie zadowoliła. Ale przynajmniej świat wyglądał świetnie. Tylko co z tego?
Snowpiercer
Postapokaliptyczna, zamarznięta Ziemia i garstka ludzi, którzy przetrwali tylko dlatego, że wsiedli do pociągu, który nieprzerwanie przemierza świat. W środku podział na klasy. Od bogaczy po tych, którzy siłą wdarli się na pokład i żyją w nędzy, ściśnięci i marginalizowani. Każdy, kto widział film z Chrisem Evansem wie, że dało się zrobić z tego coś ciekawego. Każdy, kto widział pierwszy sezon serialu wie, że twórcy tego nie potrafili. Nudna fabuła, nieciekawi bohaterowie i brak jakiegokolwiek napięcia nie sprzyja temu, by chciało się jeszcze powrócić do Snowpiercera. A w natarciu jest jeszcze kolejny sezon. Oby lepszy, choć szczerze w to wątpię.
Ratched
Pamiętacie drugoplanową rolę sadystycznej siostry Ratched w Locie nad kukułczym gniazdem? Ja pamiętam, choć (pomijając odświeżenie sobie filmu przed premierą serialu) od pierwszego seansu minęło prawie dziesięć lat. Była podekscytowana faktem, że ktoś chciał wziąć pod lupę tę postać i dać jej nowe życie we własnym serialu. Ryan Murphy obiecywał, że pokaże nam drogę, jaką młoda pielęgniarka przebyła, by stać się kobietą rodem z koszmaru. Tymczasem… to ładny serial, z przeciętną i często przesadnie brutalizowaną historią z pewnością nie był tym, na co Ratched zasługiwała, a czego ja oczekiwałam.
Przeklęta
Kocham seriale fantasy i jestem im w stanie wybaczyć bardzo, bardzo wiele. W przypadku Przeklętej nie ma właściwie aż tak dużo do wybaczania, bo to przyzwoity serial z ciekawą fabułą, której jednak nikt nie był w stanie dobrze przekazać. Dostajemy wariację na temat mitu arturiańskiego, ale bez polotu. Sceny walk, których w Przeklętej jest sporo są… słabe i mało angażujące. Bohaterowie są mdli i płascy, a CGI w wielu miejscach kuleje. Przeklęta to produkcja średnia ze zmarnowanym potencjałem.Nie oczekiwałam od niej bardzo wiele, ale miałam nadzieję na tytuł, który chociaż będę oglądać z przyjemnością. Niestety.
Wychowane przez wilki
Ta pozycja wielu może zaskoczyć. Aaron Guzikowski i Ridley Scott zaserwowali nam przepiękny w swojej surowej, minimalistycznej stylistyce serial science fiction. Jednak wprowadzono w nim tak wiele koncepcji, a jednocześnie tylko ułamkowi z nich poświęcono więcej czasu. Wiele razy produkcje z tego gatunku zderzały religię z nauką, więc potrzeba czegoś więcej niż ładnej formy by przykuć uwagę widza. Jasne, wiele z tych rzeczy zostanie zapewne rozwinięte w kolejnych odsłonach, jednak ciężko jako widz przymknąć oko na zmarnowany potencjał i cierpliwie czekać na następny sezon. Platformy streamingowe wciąż zasypują nas tyloma serialami, że oczekujemy po prostu czegoś wow, a nie półproduktu. Recenzowałam Wam trzy pierwsze odcinki i byłam nimi w większości zachwycona, więc zawód całością był tym większy.
Westworld – sezon 3.
Dwa pierwsze sezony Westworld nieźle mieszały nam w głowach bawiąc się liniami czasowymi i zmuszając nas do bycia czujnym. Szybko okazało się, że musimy zwracać uwagę na najmniejsze detale, bo twórcy dawno zatarli granicę pomiędzy człowiekiem a maszyną. Tymczasem po wyjściu z parku i skupieniu się bardziej na technologii całość straciła wiele ze swojej wyjątkowości. Jasne, to nadal jest świetny serial i ciężko się z tym kłócić, ale trzeci sezon pozostawia wiele do życzenia. Większość rzeczy zostało nam podanych na tacy, a główkowanie nad pewnymi aspektami maksymalnie zmarginalizowano. Zabrakło dynamiki i napięcia obecnego w poprzednich odsłonach. Gra aktorska i realizacja nadal stoi na wysokim poziomie, jednak fabuła mocno mnie zawiodła. O tyle dobrze, że twórcy odpowiedzieli na sporo pytań i stworzyli zakończenie, które daje szansę na powrót do świetności w 4. sezonie.