Netflix to bez wątpienia jedna z najpopularniejszych platform streamingowych na świecie. Właściwie w naszym kraju to od niej rozpoczęła się przygoda z podobnymi serwisami i choć Amazon Prime Video czy HBO GO oferuje często lepsze jakościowo treści, to do Netfliksa i tak wracamy. Tylko czy nie jest to już syndrom sztokholmski?
Netflix to, przede wszystkim, lekka rozrywka
Kluczowym problemem jaki mam z Netfliksem jest ilość produkcji, jakie znajdziemy na platformie. Jasne, fajnie jest mieć szeroki wybór, ciężko się z tym kłócić. Jednak w pewnym momencie zaczynamy oglądać tylko nowości, jest ich na tyle dużo, że praktycznie czasu nie starcza na szukanie w starszych tytułach. Chyba, że zależy nam na czymś konkretnym, to jednak inna sprawa. Na telewizorze sprawa jest ułatwiona dzięki zakładce „Nowe i popularne”. Odkąd się pojawiła tylko tam szukam czegoś do obejrzenia. Teraz zacznę potwornie generalizować, jednać średnio na kilka dodanych przez platformę nowości zaledwie jedna będzie warta poświęconego na nią czasu. Czasem bywa tak ze względu na konkretne preferencje, albo na wiek odbiorcy. Jednak patrząc na wykaz miesięcznych premier to na kilkadziesiąt tytułów znajdziemy dla siebie może dziesięć, z których obejrzymy w całości może 3-4. I najczęściej nie jest to spowodowane naszymi gustami, a kiepską jakością produkcji.
Już dawno Netflix przeniósł nacisk z jakości na ilość i w dobie tak wielkiego wyboru na rynku jest to coraz bardziej odczuwalne. Wciąż dostajemy nowe seriale, które żyją sobie przez jeden sezon, a potem są kasowane ze względu na niską oglądalność. Ciężko się temu dziwić, bo są one najczęściej zbyt nijakie lub po prostu kiepskie. W tym gąszczu zdarza się jednak, że trafimy na coś ciekawego, coś co nas zainteresuje, ale kiedy nie przyciągnie przed ekran rzeszy odbiorców również trafia do lamusa. W rezultacie do konkretnych seriali oryginalnych Netfliksa bardzo ciężko jest się przywiązać, bo nie mamy pojęcia, czy oczekiwanie na kontynuację nie skończy się rozczarowaniem.
Netfliksowi zarzucić można bardzo wiele, jednak doskonale widać, że serwisowi chodzi przede wszystkim o prostą, rzadko nadmiernie skomplikowaną rozrywkę. Stąd oferowane treści nawet jeśli poruszają cięższe tematy nadal są tworzone w taki sposób, by nikogo nie przytłaczać ani nie „wbijać w fotel”. Często więc wyrażając swoją opinię na temat poszczególnych tytułów używam sformułowań „lekka rozrywka”, „nieskomplikowana historia”. Stosunkowo niewiele jest na platformie produkcji, które byłyby ciężkie w odbiorze. Sztandarowym wyjątkiem jest tutaj Dark, jednak długo trzeba się zastanowić nad podaniem kolejnych tytułów, które w równie mistrzowski sposób mieszałyby nam w głowie.
Netflix, Amazon Prime Video czy HBO GO?
Spędzając dużo czasu na oglądaniu oryginalnych produkcji Netfliksa, HBO i Amazona widzę ogromną przepaść pomiędzy nimi. Biorę tutaj pod lupę jedynie te trzy platformy, bo mam na uwadze głównie produkcje międzynarodowe, a nie polskie, które znajdziemy np. na playerze. Amazon obecnie plasuje się mniej więcej po środku. Na Prime Video znajdziemy poważniejsze produkcje jak i luźniejsze. Nie jest ich dużo, bo w miesiącu najczęściej wychodzi ich zaledwie kilka, ale z pewnością charakteryzuje je dość wysoka jakość. Netflix i HBO (w naszym przypadku GO) stoją po dwóch stronach barykady. Jeśli przejrzymy, nawet na szybko, bibliotekę HBO GO zauważymy tam tytuły traktujące o dużo poważniejszych rzeczach. Śmiało mogę napisać, że są one też na o wiele wyższym poziomie niż te Netfliksa. I nie mam tutaj na myśli tylko tych sztandarowych filmów czy seriali, które są szeroko reklamowane na lewo i prawo. Fabularnie są one dużo bogatsze, poważniejsze i często też trudniejsze. Nie jest to regułą, jasne, ale przynajmniej dla mnie takie rozgraniczenie już jest i kiedy chcę obejrzeć coś, nad czym trzeba pomyśleć, sięgam po HBO GO.
Na tle konkurencji Netflix zdecydowanie przoduje w ilości. Praktycznie nie ma tygodnia, byśmy nie dostali czegoś „oryginalnego”, na dodatek w przypadku seriali, w serwisie ląduje od razu cały sezon. HBO GO czy Amazon zwykle wypuszcza nowości po odcinku, co sprawia, że dana produkcja wzbudza w nas większe emocje i pozostajemy z nią na dłużej. Dzięki temu też omija się konieczność dodawania wciąż nowych i nowych tytułów, bo dziesięcioodcinkowy sezon emitowany jest przez dziesięć tygodni. Jeśli więc zaciekawi nas pierwszy odcinek (czasem dodawane są premierowo dwa albo trzy epizody), to nadal będziemy subskrybować platformę, by poznać ciąg dalszy. Jeśli jednak dostajemy całość od razu, to taki serwis, w tym przypadku Netflix, musi nieźle się postarać, by nas przy sobie utrzymać. A to, niestety, skutkuje wysypem tytułów, które są wątpliwe jakościowo, ale napychają bibliotekę do granic możliwości. Pamiętajcie jednak, że w każdym miesiącu do serwisów trafiają też tytuły na licencji, co również wpływa na nasze zainteresowanie. I znowu – Netflix ma ich co miesiąc najwięcej, ale rzadko znajdziemy wśród nich kinowe nowości. HBO ma z tym o wiele łatwiej, bo podlega pod Warner Bros., ma więc dostęp do filmów tej wytwórni, Netflix zaś musi radzić sobie sam.
Czytaj też: Recenzja Death to 2020 – Giń, 2020! marnuje komediowy potencjał ubiegłego roku
Czytaj też: Recenzja filmu Wszyscy moi przyjaciele nie żyją
Czytaj też: Recenzja filmu Chemical Hearts
Komfort oglądania i cena
Nie bez znaczenia jest sposób oglądania, jaki oferują poszczególne serwisy. Chodzi mi o aplikacje czy przeglądarkowe wersje serwisów. Tutaj korona zdecydowanie należy się Netfliksowi, bo chyba nigdy nie zdarzyły mi się większe problemy niezależnie czy oglądałam coś na komputerze, na telefonie czy na telewizorze. Aplikacje są przejrzyste, łatwe w obsłudze, a dzięki wspomnianej wcześniej zakładce „nowe i popularne” na telewizorze z łatwością znajdziemy tytuły, które dopiero trafiły na platformę. Dodatkowo dostajemy zestawienia, co jest najczęściej oglądane w danym kraju, a także co w najbliższym czasie do biblioteki trafi. W przypadku Amazona i HBO GO sprawa wygląda już inaczej. Obu serwisom sporo brakuje do doskonałości, a apka mobilna HBO GO woła wręcz o pomstę do nieba. Podczas oglądania na telewizorze również pojawia się sporo problemów, często nie zapisuje się moment, w którym przerwaliśmy oglądanie. Prime Video także płata figle gubiąc jakość albo napisy w trakcie seansu. Pod względem komfortu oglądania Netflix wygrywa, a przecież jest to bardzo istotna kwestia.
Kolejną jest cena, a także możliwość współdzielenia konta. Kiedy myślimy o subskrypcji w pojedynkę, to Netflix wypada tutaj najmniej korzystnie, zwłaszcza, że za 34 zł za pakiet podstawowy dla jednej osoby obejmuje wideo tylko w jakości HD, a dla sporej ilości osób może to nie być wystarczające. W przypadku największego planu kosztującego 52 zł koszty dzielimy na cztery osoby co daje 13 zł „na głowę”. Amazon Prime Video kosztuje 25,99 zł i pozwala na jednoczesne oglądanie na trzech urządzeniach, więc jednostkowa cena jest minimalna. HBO GO kosztując 24,99 zł pozwala na jednoczesne oglądanie na dwóch urządzeniach, co sprawia, że koszt również się zmniejsza. Jednak kiedy popatrzymy na kwestię samodzielnej subskrypcji Netflix stoi daleko w tyle za konkurencją. Nawet przy współdzieleniu kont nie wypada aż tak korzystnie, zwłaszcza, że nie zawsze mamy tylu wolnych znajomych, którzy chcieliby z nami wziąć taką subskrypcję, a przy dwóch osobach koszt jednostkowy wynosi 21,5 zł, więc także więcej niż u konkurencji.
Więc dlaczego cały czas trwamy przy Netfliksie?
Często zadaję sobie te pytanie. Chociaż narzekam na Netflix, to i tak w pierwszej kolejności to właśnie na tej platformie szukam czegoś do obejrzenia. Lekka rozrywka jest w cenie, bo nie zawsze mamy ochotę na oglądanie ciężkich produkcji zmuszających nas do myślenia. Najczęściej szukamy czegoś, co pozwoli nam się oderwać od codzienności po trudnym dniu w pracy. Podoba nam się sposób dystrybucji – cały sezon za jednym razem i fakt, że mamy tak ogromny wybór. Narzekamy na mnogość produkcji, na to, że ciężko jest znaleźć coś ciekawego, ale w gruncie rzeczy narzekalibyśmy tak samo, gdyby tych produkcji było o wiele mniej.
Może więc faktycznie jest już w tym odrobina tego syndromu sztokholmskiego. Taki stan rzeczy doskonale znamy i pomimo problemów jest nam z Netfliksem najzwyczajniej w świecie dobrze. Inne platformy, jeśli je subskrybujemy, robimy to często dla konkretnych, najbardziej znanych tytułów. Za Netfliksa płacimy całościowo, bo przecież pośród tak wielu filmów i seriali zawsze znajdziemy coś, co będzie odpowiadało naszym gustom. I chyba właśnie do tego sprowadza się nasze trwanie przy tej platformie. Ogląda się na niej komfortowo, aż tak drogo nie jest, a na dodatek życia nam nie starczy, by obejrzeć wszystko, co znajduje się w bibliotece.