Reklama
aplikuj.pl

Recenzja filmu Avengers: Endgame – bez spoilerów

W końcu nadszedł długo wyczekiwany moment -premiera Avengers: Endgame. Bezsprzecznie to największe wydarzenie kinowe ostatnich lat i superbohaterskie w ogóle. Ale czy warto było tyle czekać? Czy zapewnienia twórców, że nie ważne na co się szykujemy i tak film nas zaskoczy były prawdziwe? Postaram się na to odpowiedzieć, ale bez spoilerów. Zapraszam do lektury recenzji.

Warto było czekać

Tak, zdecydowanie było warto. Oglądając Endgame widać, jak bardzo dopracowany jest to film. Spina wszystkie poprzednie filmu z całego MCU pokazując, że taki plan był już od samego początku. Nie jest pozbawiony wad, ale cóż… Patrząc na rozwiązania, jakie podjęli bracia Russo wydaje mi się, że chyba ciężko byłoby ich uniknąć. To obszerne widowisko, które czas do myślenia nad potknięciami daje dopiero podczas napisów końcowych. Sama myśleć nad pewnymi rzeczami będę jeszcze długo starając się ułożyć to wszystko w głowie. Zapewne, żeby sobie w tym pomóc zrobię sobie wycieczkę od pierwszego Iron Mana. Niestety, są również rzeczy, które ciężko będzie wytłumaczyć sobie w jakikolwiek sposób. Na szczęście, przypominamy sobie o nich dopiero po wyjściu z kina.

Recenzja filmu Avengers: Endgame – bez spoilerów

Po seansie Infinity War czułam o wiele więcej. A może inaczej, tamten film bardziej mną wstrząsnął. Avengers: Endgame  poukładał to, co wcześniej zostało zburzone. Pozamykał te trzy fazy MCU i otworzył drzwi do kolejnych, równie fascynujących przygód. Osobiście uważam, że nie mogłabym życzyć sobie lepszego filmu będącego zakończeniem.

Tak jak bohaterowie, musimy przejść przez pewne rzeczy

Thanos w swoim rozumieniu zrobił Wszechświatowi dobrze usuwając połowę istnień. Miał plan i święcie wierzył, że wystarczy chwila na otrząśnięcie się po śmierci, by zaraz zacząć działać lepiej, sprawniej, bez problemu przeludnienia, głodu itp. Trailery pokazały nam parę scen zdecydowanie przeczących jego wyobrażeniom. Bohaterowie nie za dobrze radzą sobie ze stratami. Chodzą na grupy wsparcia, zmieniają się, gnębi ich poczucie winy. W pewnym momencie może być tego zbyt dużo. Ale z drugiej strony czy możemy się dziwić? Jako herosi walczyli i ponieśli porażkę. W ich mniemaniu przyczynili się do zaistniałej sytuacji. W tych momentach doskonale widać, że twórcy chcieli zagrać na naszych emocjach.

Recenzja filmu Avengers: Endgame – bez spoilerów

I jak to w życiu bywa, każdy radzi sobie ze stratą inaczej.  Marvel, mimo iż Endgame traktuje o naprawdę poważnym problemie/problemach, nie rezygnuje z typowego dla siebie humoru. Żarty są na miejscu i najczęściej wychodzą naturalnie. W wielu momentach miałam wrażenie, że sama mogłabym powiedzieć coś podobnego. W końcu nawet w żałobie człowiek nie traci poczucia humoru, nawet jeśli jest to czarny humor.

Czytaj też: Recenzja 2. odcinka finałowego sezonu Gry o Tron

Czy było zaskoczenie?

Każdy, kto namiętnie śledził coraz to nowe teorie fanowskie i skąpe przecieki odpowie, że wielu zaskoczeń nie było. Zadziwiające, z jak wieloma rzeczami udało się fanom trafić. Podczas seansu było chyba kilka scen, które wywołały u mnie zaskoczenie. Często bardziej zdziwiona byłam faktem, że ktoś mógł na to trafić. Tylko, że w moim przypadku nie miało to żadnego wpływu na odbiór filmu. Osoby, które zagłębiały się w spekulacje i plotki również nie powinny czuć się zawiedzione. W końcu wiedziały, na co się piszą czytając to wszystko. Zapewnienia braci Russo, że nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić tego, co dostaniemy w Avengers: Endgame były bardzo na wyrost. Wyobraźnia ludzka nie ma granic, ale często porusza się podobnymi torami.

Recenzja filmu Avengers: Endgame – bez spoilerów

Jednak jeśli stroniliście od ploteczek i teorii spiskowych będziecie mieli ogromną frajdę. W takim wypadku na każdym kroku będzie coś was zaskakiwać. Wielu rzeczy samemu można było się domyśleć, zwłaszcza analizując rozwiązania podjęte w poprzednich filmach MCU. Z drugiej strony podczas seansu widziałam, że sporo osób, w tym ja, popłynęło z interpretowaniem zwiastunów. Owszem, pokazywały one sceny z samego początku Endgame, tak jak obiecywano. Tylko sporo z fanów dopisywało do widocznych w trailerach ujęć historie, które w większości się nie sprawdziły. I dobrze, bo to pokazuje, że dobry zwiastun nie musi zdradzać fabuły, by zachęcał.

Ogromny rozmach

Marvel dał nam produkcję zrealizowaną z tak szerokim rozmachem, że na usta ciśnie się „wow”. Ostateczna walka z Thanosem to coś, co można oglądać kilka razy i na pewno się nie znudzi. Zresztą, całe Endgame trzeba będzie obejrzeć przynajmniej jeszcze raz, by ogarnąć wszystkie wątki i to, co w niektórych momentach się dzieje. Bracia Russo w świetny sposób dawkowali nam przeróżne uczucia. Mamy zaskoczenie tym, co dzieje się na ekranie. Strach o bohaterów i o to, co się zaraz wydarzy. Smutek, z powodu poległych i tego, jak się innym teraz żyje. Solidna dawka nostalgii, którą zapewniają występy postaci z praktycznie całego MCU. Do tego euforia, rozbawienie, a nawet przygnębienie.

Jest co czuć.

I owszem, to już nie jest tak epicki crossover, jak w przypadku Infinity War. Wówczas to było coś nowego i to na tak ogromną skalę. Jednak nadal bohaterowie dostają swoje momenty i nikt nie został potraktowany po macoszemu. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Recenzja filmu Avengers: Endgame – bez spoilerów

Jestem pełna podziwu, że w niecałych 3 godzinach (bez napisów końcowych film trwa 2 godziny, 48 minut 56 sekund) dało się nie tylko zamknąć tak dużo historii. Twórcy zamykając jedne drzwi otwierają przed nami kolejne. I znowu, tak jak po seansie Infinity War wychodzimy z kina z wieloma pytaniami. Te jednak dotyczą już nie losów pojedynczych bohaterów. Teraz zastanawiamy się nad całym uniwersum i tym, co szykuje nam Marvel w przyszłości. Przed nami czysta karta i masa frajdy, z odkrywania kolejnych bohaterów, miejsc we wszechświecie i fantastycznych przygód.

Recenzja filmu Avengers: Endgame – bez spoilerów

Na koniec chciałabym tylko ponarzekać sobie na okropną organizację we wrocławskim Cinema City. Mimo iż seans miał się rozpocząć o 22.30 to trzeba było czekać przeszło 20 minut w ogromnym ścisku, aż można było wejść do sali. Po takim czasie odpuszczono już sobie reklamy i zwiastuny, ale szczerze mówiąc wolałabym siedzieć i je oglądać, niż tłoczyć się na zewnątrz. Organizacja naprawdę mnie zawiodła.

Czytaj też: Ile zarobi Avengers: Endgame podczas pierwszego weekendu?  

Zdjęcia i trailer: marvel.com