W zeszłym miesiącu olbrzym w postaci ciężkiego rosyjskiego samolotu transportowego An-124 Rusłan „Condor” tuż po starcie doznał awarii, która skończyła się tragicznie. Teraz trzeba po nim posprzątać.
Dwa czołgi holujące wrak, to wręcz historyczny moment
Dla przypomnienia, An-124 Rusłan rozbił się 13 listopada, kiedy to stracił jeden z czterech silników turbowentylatorowych Lotarev Progress DT-18 podczas startu. Wtedy prawie 69-metrowy gigant stracił nagle stracił moc, łączność radiową i zdolność hamowania, a załoga spróbowała nim wylądować. Podczas tego samolot rozbił się, osiadając 300 metrów za końcem pasa startowego. Nikt z załogi lotniczej nie został ranny podczas incydentu.
Czytaj też: Ciche helikoptery na celowniku Armii USA
Czytaj też: Skutery z bazooką, czyli francuscy spadochroniarze lat 50.
Czytaj też: Kolejny M-346 Bielik trafił w ręce Sił Powietrznych RP
Dwa tygodnie później, bo 27 listopada na lotnisko Nowosybirsk-Tołmaczewo znalazły się dwa opancerzone pojazdy BREM-1, aby odholować poobijane szczątki tego jednego z największych samolotów na świecie (via Simpleflying).
Czytaj też: Czołgi Leopard w Wojsku Polskim
Czytaj też: Nie uwierzycie, w co Amerykanie chcieli przekształcić bombowiec XB-70
Czytaj też: Bombowiec B-1B Lancer przeniósł podwieszone pociski. Zobaczcie nagranie
Podczas akcji ratunkowej BREM-1 zostały połączone łańcuchami, aby wspólnymi siłami holować ważący 180 ton samolot An-124 Rusłan. Niegdyś te pojazdy oparte na podwoziu czołgu T-72 służyły do zgarniania uszkodzonych czołgów z pola bitwy, a ich możliwości holownicze ocenia się na 120 ton. Stąd potrzeba zaangażowania dwóch BREM-1 do akcji.