Chociaż powinniśmy się cieszyć z każdego elektrycznego motocykla i zainteresowanych nim klientów, ponieważ dzięki temu producenci nie boją się eksperymentów i chętniej wchodzą na rynek, co tylko zapewnia nam lepszej jakości i tańsze modele, to niektórzy producenci po prostu nadwyrężają tę zasadę rynku. Jednym z nich jest kanadyjski Lito, którego motocykl Sora drugiej generacji rozczarowuje… i to nie tylko pod kątem ceny.
Czytaj też: Nagranie z bicia rekordu 380 km/h elektrycznym motocyklem KillaJoule
Generation 2 Lito Sora został zaprezentowany podczas targów w zeszłym tygodniu i jest swoistym następcą „Sory” z 2011 roku, który wszedł do produkcji pięć lat temu. Niestety podczas gdy pierwsza generacja wyglądała fajnie i była jednym z pierwszych produkcyjnych motocyklów elektrycznych, kosztując około 42 tysięcy dolców, ta druga kosztuje prawie dwa razy więcej, a ulepszeń… jakoś tak mało.
Pod kątem specyfikacji jest dosyć miernie, bo choć zastosowano nową, aluminiową ramę klasy lotniczej, to Sora 2 nadal waży sporo, bo 250 kilogramów i w jej zbiciu nie pomogły nawet wstawki z włókna węglowego. Na dodatek napędzający ten motocykl elektryczny duet silnika o mocy 108 koni mechanicznych i 90 Nm momentu obrotowego w połączeniu z 18 kWh akumulatorem o zasięgu do 300 kilometrów jest daleki od topowych specyfikacji w takiej cenie.
Sytuacji nie ratują nieco ponad trzy sekundy do setki, 196 km/h prędkości maksymalnej oraz dodatki pokroju elektrycznie regulowanego siedziska, samobalansującego się przedniego reflektora, czy przekładni CVT. Innymi słowy, Lito zdecydowanie zaprzepaściło potencjał i przesadziło z ceną i jedyne co może nas pocieszać, to fakt, że powstanie wyłącznie 20 egzemplarzy tych motocyklów, które wyglądają… no cóż, rzućcie okiem na Essence e-Raw, latający LMV 496, Strike od Lightning, czy SR/F od Zero. Tam przynajmniej wygląd idzie w parze ze specyfikacją i racjonalną ceną.
Czytaj też: Bezzałogowy okręt Sea Hunter Marynarki USA może uratować życie tysięcy
Źródło: New Atlas