Reklama
aplikuj.pl

Pierwsza karcianka Wiedźmin i planszówka Warcraft, czyli powrót do przeszłości

karcianka Wiedźmin, planszówka Warcraft,

W kolekcji moich planszówek znalazły się ostatnio dwa klasyki, które właśnie przez swoją przeszłość są godne pięciu minut naszej uwagi. Dziś chciałbym pokazać Wam, jak wyglądała pierwsza karcianka Wiedźmin i planszówka Warcraft.

Wiedźmin Przygodowa Gra Karciana

Marketingowe akcje związane z premierą nowych gier stanowią idealny pokaz tego, w jakich klientów celuje dane studio. W przypadku pierwszej odsłony gry Wiedźmin studia CD Projekt Red, która zadebiutowała w 2007 roku na całym świecie, jednym z dążeń do zachęcenia potencjalnych graczy przyjęło postać karcianki. Ta była częścią wydania kolekcjonerskiego, ale też doczekała się znacznie okazalszego osobnego wydania. 

Czytaj też: Najlepsza Polska gra karciana stała się jeszcze lepsza

Za tę karciankę odpowiadało wydawnictwo Kuźnia Gier, które zostało wytypowane przez CD Projekt Red do stworzenia czegoś, co bezpośrednio czerpałoby garściami z gry wideo. Tak też powstała pierwsza fizyczna gra w uniwersum wykreowanym przez Andrzeja Sapkowskiego, która… no właśnie, która co?

Tradycyjnie zacznijmy może od początku, czyli tego, co znajdziemy w kartonowym, leciwym pudełku. Jak na karciankę przystało, najważniejszym elementem jest 110 kart, obok których znalazł się tekturowy znacznik Wiedźmina, materiałowa sakiewka na 24 żetony złota i 15-stronnicową instrukcję. Niestety pod kątem wykonania jest naprawdę, ale to naprawdę słabo, w czym najwięcej brużdżą po prostu niskiej jakości materiały. Dlatego chylę czoła poprzedniemu właścicielowi mojego egzemplarza, który zadbał o wprawdzie zbyt wielkie, ale przynajmniej jakieś koszulki. 

Zwłaszcza że Wiedźmin Przygodowa Gra Karciana bazuje na stosownie przerobionych ilustracjach i grafikach prosto z pierwszej odsłony serii CD Projekt Red. Te może i nie należą do arcydzieł, ale w świetny sposób oddają ducha zarówno grze, jak i tym odległym czasom. 

Co więc przyjdzie robić przynajmniej dwóm, a maksymalnie czterem graczom przez od 60 do 90 minut w tej grze karcianej? Całkiem sporo, bo autorzy chcieli chyba tchnąć w swoje dzieło wszystko, co tylko można było. Wbrew pozorom, nie sterujemy bezpośrednio Geraltem, bo ten robi w tej rozgrywce za najemnika, którego staramy się nająć w ramach jednego z etapu gry. 

Po rozłożeniu dosyć bogatej „planszy” w postaci kart, przed graczami stanie szereg rund aż do momentu, w którym jeden z nich zabije swojego czwartego potwora. Wtedy związane z potworami punkty podlicza się i wygrywa ten gracz, który zabijał te najbardziej podłe i zabójcze.

Czytaj też: Najlepsze planszówki 2020 roku, w jakie zagrałem

Runda przebiega w kilku etapach, w których najpierw wybieramy swojego bohatera na tę rundę wśród ikonicznych wręcz pięciu postaci. Następnie wykonujemy związane z nimi umiejętności, decydujemy się albo na poszerzanie majątku, albo własnej ręki kart i wreszcie bierzemy się za licytację, której zwycięzca będzie mógł wynająć Geralta, przygotować go do bitwy i zabić jednego z potworów (jest ich 20 w talii), pustoszejącego jedną ze znanych lokacji (tych jest w grze 10). Dokonuje tego za pomocą kart ataku w ręku, które przedstawiają ataki srebrnym i stalowym mieczem, eliksiry oraz znaki. 

Udana walka kończy się zabraniem pokonanej bestii, a że w świecie Wiedźmina zawsze coś czai się za rogiem, to w jej miejsce wchodzi kolejne paskudztwo. Runda kończy się jednak dopiero po licytacji jednej z piętnastu kart wydarzeń. Brzmi więc nieźle, co nie? Też wpadłem w tę pułapkę i tak jak początkowo byłem grą zadowolony, to w toku rozrywek zacząłem dostrzegać jej wady. 

Chociaż trzeba przyznać, że Wiedźmin Przygodowa Gra Karciana ma swój charakter, którego nie znajdziemy w innych grach zarówno pod kątem rozgrywki, jak i samego stylu, to nie sposób nie dostrzec, że została przygotowana nieco po łebkach. Przykład? Chociaż lokacje, potwory i wydarzenia zachowują różnorodność, karty ataku są monotematyczne i w talii 52 z nich natkniemy się na duplikaty. 

Tak też nasz biedny Gerbuld przed walką skorzysta tylko z eliksiru Kot i Czarnej Mewy, a podczas niej ze znaku Yrden i Aard, bawiąc się najwyraźniej z potworami szeregiem fint i piruetów, a z ludźmi paradami i cięciami. Ewidentnie ktoś ściął tutaj koszty, podczas gdy sami twórcy o Wiedźminie niewiele wiedzieli, co potwierdza wybór tych znaków i eliksirów, wśród których zabrakło bardziej użytecznej Jaskółki, czy Igni. Osobiście brakuje mi w tej grze również trybu kooperacji z zasadą np. wyplenienia wszystkich potworów ze świata.

Finalnie jak można ocenić zabawę w Wiedźmin Przygodowa Gra Karciana? Po prostu… przeciętnie i to nawet wtedy, kiedy jesteście fanami uniwersum. Ta pozycja nie bez powodu nie jest specjalnie szeroko znana, bo wielu zapewne wolałoby o niej zapomnieć. Jako ciekawostka i poszerzenie swoich karcianych przygód? Jak najbardziej, ale dziś na rynku znajdziemy lepsze tytuły w myśl stricte rozrywki. 

Nowy Wiedźmin nadchodzi, WIedźmin Stary Świat

Na szczęście na horyzoncie możemy dostrzec przebijające się wśród cieni wybawienie od niespecjalnie udanych planszówek Wiedźmina. Mowa o grze planszowej Wiedźmin: Stary Świat, o której więcej przeczytacie tutaj

Warcraft the Board Game

Zupełnie odrębne podejście przyjęła gra Warcraft Board Game, która doczekała się polskiego wydania za sprawą dystrybutora Bard. Zamiast wymyślać nowe zasady i rodzaj zabawy, jak to było w przypadku Wiedźmina, to dzieło niejakiego Kevina Wilsona powstało w 2003 roku, czyli rok po premierze gry komputerowej Warcraft III Reign of Chaos, na której wiernie bazuje. 

Jeśli kompletnie nie kojarzycie tego fenomenalnego klasyka RTS, czyli strategii czasu rzeczywistego, to nawet nie będę wysilał się, żeby go Wam opisać, bo zajęłoby to zwyczajnie zbyt długo. Jeśli jednak co nieco o tej grze wiecie, to nie zdziwi Was, że w jej fizycznej wersji zasady zostały praktycznie przeniesione i oczywiście zmodyfikowane na potrzeby gry planszowej.

Są więc cztery rasy (Orkowie, Ludzie, Elfy, Nieumarli), wcześniej ułożona heksagonalna plansza z wyczerpującymi się kopalniami złota i lasami. 

Każdy z graczy ma swoich robotników i jednostki podzielone na te walczące wręcz, z dystansu i latające razem z odpowiadającymi im drewnianymi figurkami oraz własne budynki, „centrum dowodzenia” i talię kart. 

Zestaw jest więc ogromny, bo sprowadza się do 13 kawałków planszy, czterech plansz infrastruktury miast, 88 drewnianych pionków, 32 żetonów robotników, 100 żetonów zasobów, kość zasobów, cztery kości bitewne i łącznie 32 karty budowli. Jeśli już przegryziecie się przez obszerną instrukcję, którą znacznie łatwiej zrozumieć tym, którzy mieli już do czynienia w cyfrowym odpowiednikiem, czeka na Was sporo przygotowywania, a po zakończeniu zabawy równie sporo sprzątania, więc jak sami pewnie się spodziewacie, łatwiej sięgnąć po komputer.

Jednak pomimo wszystkich wad, problemów ze żmudnym przesuwaniem jednostek na polu bitwy przez dosyć małe heksy na mapie, początkowej trudności w opanowaniu zasad, Warcraft the Board Game odmienia styl rozgrywki na strategię turową, co samo w sobie jest ciekawym przeżyciem. Zwłaszcza jeśli w przeszłości zagrywaliście się w cyfrową odsłonę. Nawet z dodatkiem The Frozen Throne, który zresztą jest wręcz białym krukiem do zgarnięcia teraz na rynku.

Jestem jednak skłonny przyznać, że do Warcraft the Board Game ciągnie mnie bardziej, niż do opisanego wcześniej Wiedźmina z prostych powodów. Chociaż ta gra jest starsza i również czerpie garściami z grafik z gry wideo, nie tylko została lepiej zaprojektowana i wykonana, ale też oferuje inne podejście do w teorii tych samych zasad. Dodatkowo w instrukcji znajdziemy fabularne tryby, co uwalnia nas od przymusu surowej, bezpośredniej walki z innymi graczami.