Produkcje, które niedawno jeszcze były w kinach zaczynają pojawiać się w serwisach streamingowych i VOD. Niektóre doczekają się tylko takiej premiery. Czy pandemia koronawirusa doprowadzi do zmiany sposobu oglądania filmów? Czy mniejsze produkcje będą nadal trafiać do kin?
Kina, jeszcze przed pandemią, robiły wszystko, by przyciągnąć do siebie widzów. Zwłaszcza odkąd serwisy streamingowe takie jak Netflix zaczęły zyskiwać na popularności. Większe zabieganie o klienta trwa więc jakoś od dekady. Wprowadza się coraz to nowe technologie, byleby seans w kinie był na tyle atrakcyjny, by wydać na niego pieniądze. Do tego dochodzą liczne promocje na bilety, a w końcu abonamenty takie jak Unlimited, które oferuje Cinema City. Takie podejście sprawdza się w przypadku ludzi mieszkających w dużych miastach, entuzjastów filmów i tych, którzy zapamiętale śledzą wszystkie nowości. Osoby, które okazyjnie chadzały do kina coraz częściej wolą zostawać w domu i odpalić na telewizorze coś starszego, lub jakąś produkcję oryginalną oferowaną przez streaming. Zwłaszcza, że za dostęp do platform płacą, czasem niemałe pieniądze jeśli abonamentów jest więcej niż jeden.
CZYTAJ TEŻ: Netflix kwiecień 2020 – pełna lista nowości na platformie
Kolejnym ciosem skierowanym w stronę kin jest koronawirus i gdy obecna sytuacja w końcu się unormuje, branża zmieni się całkowicie. Jeśli zamknięcie placówek potrwa kilka tygodni straty nie będą jeszcze aż tak duże, by nie udało się tego jakoś odrobić. Ale, patrząc na przykładzie Chin, możemy się spodziewać, że tak łatwo nie będzie. Tam kina były zamknięte prawie dwa miesiące dopiero, powoli, zaczynają ruszać. W Europie pierwsze placówki zamykano we Włoszech, potem sukcesywnie w kolejnych krajach. W Polsce zarządzenie weszło w życie 12 marca, a dopiero kilka dni temu największe sieci kin w USA i Wielkiej Brytanii również podjęły takie decyzje. Można więc powiedzieć, że u nas to się dopiero zaczyna. Wytwórnie filmowe masowo odwołują premiery, co samo w sobie przynosi ogromne straty. Filmy, które debiutowały w kinach w lutym lub na początku marca nie zarobiły dużo z powodu zamkniętego rynku azjatyckiego i coraz bardziej ograniczającej się dystrybucji w reszcie świata. A to przełożyło się na zarobki. Do tego samo zamknięcie kin to ogromne straty dla właścicieli, w końcu nadal pewne rzeczy trzeba opłacać. Dodajmy jeszcze masowe zwolnienia, konieczność wypłacania odpraw lub wynagrodzenia za czas przestoju.
A pamiętajmy, że każdy kolejny tydzień pandemii koronawirusa to narastanie kryzysu gospodarczego, z którego będziemy wychodzić długo. Przełoży się to na mniejsze zarobki, wyższe ceny w sklepach i mniej pieniędzy na rozrywki. Wcześniej wybór między abonamentem za Netflixa a wypadem do kina nie był zbyt często podyktowany stanem finansów tylko repertuarem i zainteresowaniem danymi produkcjami. Niedługo możemy jednak stanąć przed prawdziwym wyborem, a wówczas chętniej wielu z nas wybierze coś, co może mieć w domu. Kina zaczniemy odwiedzać „od święta”, czyli podczas premier blockbusterów, które naprawdę warto zobaczyć na dużym ekranie. I nawet jeśli wybierzemy coś z oferty serwisu VOD i zapłacimy te 20, 30, a nawet i 40 zł jednorazowo, to usiądziemy z całą rodziną na seans, który w kinie kosztowałby o wiele, wiele więcej. Zresztą popcorn z mikrofali i butelka coli to koszt nieporównywalnie mniejszy niż to, co wydalibyśmy w kinowym barze. Skutek? Mniejsze kina będą musiały się zamknąć, większe ograniczą ilość placówek. W przypadku naszego rodzimego Cinema City sytuacja może nie być najgorsza, bo ich ratuje Karta Unlimited, choć do takiego abonamentu też ograniczą się entuzjaści. Ale tak czy siak podobna usługa mogłaby, w czasie kryzysu, przyciągnąć więcej osób niż zwykłe bilety.
I tu dochodzimy do informacji, które ostatnio pojawiły się w mediach. Studio Universal podjęło decyzję o wypuszczeniu kilku swoich filmów na VOD. Chodzi przede wszystkim o Emmę., Niewidzialnego Człowieka i The Hunt, czyli produkcje, które niedawno w kinach debiutowały. W sytuacji, gdy największe sieci w USA zostały zamknięte, trzeba zrobić coś, by straty były jak najmniejsze. Stąd taki pomysł. Wszystkie te produkcje dostępne są już na iTunes i Amazonie, na razie tylko w Stanach i Wielkiej Brytanii, ale możemy się spodziewać rozszerzenia dystrybucji na kolejne kraje. Cena za wypożyczenie filmu na 48 godzin wynosi 19,99$ czyli mniej więcej równowartość dwóch biletów kinowych w USA. Dużo? Trochę tak. Ale gdy obejrzy to cała rodzina, która normalnie poszłaby do kina? Już mniej. W przypadku drugiej części Trolli podjęto decyzję, że film będzie miał kinową premierę 10 kwietnia i tego samego dnia pojawi się w serwisach VOD. W naszym kraju również możemy zaobserwować podobne zachowania. Sala Samobójców. Hejter jest już dostępna do wypożyczenia na player.pl, W lesie dziś nie zaśnie nikt zamiast kinowej premiery pojawił się na Netfliksie. A to dopiero początek, bo w ich ślady wkrótce mogą pójść kolejne produkcje zarówno krajowe jak i zagraniczne. Pozostaje pytanie, czy taki system się sprawdzi. Jeśli tak, a sytuacja z koronawirusem potrwa, to taka przyszłość nas czeka.
Premierę Doctor Strange In The Multiverse Of Madness zaplanowano na koniec kwietnia 2021 roku. W tym wypadku nikogo by nie zdziwiło, gdyby to Shang-Chi zajął tę datę w przesuniętym harmonogramie.
CZYTAJ TEŻ: Inheritance – Lily Collins i Simon Pegg w zwiastunie filmu
Platformy streamingowe i serwisy VOD podążają za publicznością, która lubi wygodę i możliwość szerokiego wyboru. Kiedyś oryginalne produkcje, które pojawiały się w różnego rodzaju serwisach były na średnim poziomie, ale obecnie powstaje coraz więcej filmów, które zyskują uznanie na festiwalach, czy nawet zdobywają Oscary, co kilka lat temu było raczej zarezerwowane tylko dla produkcji stricte kinowych. I cóż, wytwórnie muszą się z tym zmierzyć. Musimy liczyć się z tym, że im dłużej obecna sytuacja trwa tym bardziej prawdopodobny robi się nowy obraz przemysłu filmowego, w którym tylko blockbustery i głośne produkcje będą pokazywane na wielkim ekranie, a reszta właśnie na VOD czy platformach pokroju Netflixa.
I czy chcemy, czy nie, coś się zmieni.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News