Drugi sezon Doom Patrol znów zabrał nas do świata superbohaterów – nieudaczników, którzy, o zgrozo, ponownie będą musieli uratować świat przed apokalipsą. Czy im się to uda? Czy może znowu coś popsują? Zapraszam do lektury bezspoilerowej recenzji.
Premiery 2. Sezonu Doom Patrol i The Umbrella Academy zbiegły się w czasie. W obu przypadkach mamy do czynienia z grupą dość specyficznych superbohaterów, którzy muszą uratować świat. Jednak po pierwszym sezonie produkcja Netflixa pozostawiała wiele do życzenia, zaś serial HBO powiesił poprzeczkę wysoko. Akademia Umbrella po słabym starcie wystrzeliła wysoko, a Doom Patrol? Cóż, poziom nadal jest, ale w ten cały wyjątkowy koncept zaczyna wkradać się pewna wtórność.
Czytaj też: Szaleństwa ciąg dalszy. Recenzja serialu The Umbrella Academy – sezon 2
Pod koniec pierwszego sezonu do Doom Patrolu dołączyła Dorothy (Abigail Shapiro), córka Nilesa Cauldera (Timothy Dalton). Dziewczyna jest wyjątkową, potężną i niezwykle niebezpieczną postacią. O tym jednak zaraz, bo trzeba najpierw nakreślić w jakim punkcie znaleźli się wszyscy bohaterowie. Po wyjściu z karalucha nasza grupa jest malutka i najpierw zajmuje ich tylko powrót do normalnej wielkości. Przy okazji nadal są wkurzeni na Nilesa, który ujawnił, że to on stoi za tragediami, które ich spotkały. Nie ma się co dziwić, w końcu deformacje czy utrata ciała to nie są błahe rzeczy. Jedni starają się przejść z tym do porządku dziennego, inni, jak na przykład Cliff wciąż są wkurzeni, a Jane ma kryzys w Podziemiu. Te wewnętrzne konflikty są jednak niczym w porównaniu z zagrożeniem, jakie na wszystkich czyha. Dorothy wydaje się słodkim dzieckiem z bardzo niecodziennym wyglądem. Jest córką kobiety, którą w dzikich odstępach poznał Niles. Okazuje się, że dziewczynka potrafi powołać do życia wytwory swojej wyobraźni. Towarzyszą jej wymyśleni przyjaciele i jej relacje z nimi można porównać z tymi, które ma Jane ze swoimi innymi osobowościami. Dorothy jest jednak dzieckiem i to dzieckiem, które przez dekady było ukryte pod kloszem na Danny Street. Zderzenie z prawdziwym światem i niechętnymi jej ludźmi nie jest przyjemne i wywoła sporo zamieszania i tragedii. Wątek poświęcony Dorothy jest osią drugiego sezonu. Niles czuje, że zostało mu niewiele czasu, musi więc jakoś zabezpieczyć dalsze życie dziecka, znaleźć jej opiekunów. Jak zapewne się domyślacie, członkowie Doom Patrolu nie są zbyt chętni by mu pomagać. Przez kolejne odcinki oglądamy dążenia do ocalenia Nilesa, a także zmiany, jakie zachodzą w jego córce. Poznajemy jej wymyślonych przyjaciół i Candlemakera, złowrogą istotę mogąca spełniać życzenia dziewczynki. Czy to kolejna z jej ożywionych imaginacji?
Czytaj też: Recenzja miniserialu Quiz – wielkie oszustwo za milion funtów
Drugi sezon obfituje w ciekawe i fajnie rozegrane walki, do których prowadzą bardzo absurdalne wydarzenia. Jednak pomimo tego nie doświadczymy tu jakichś epickich, drużynowych starć. Zamiast tego serial zagłębia się w głowach poszczególnych bohaterów, odkrywając ich największe lęki, pragnienia i tęsknoty. Świetnie rozwija się przyjaźń między Ritą a Larrym. Cyborg również postanawia iść dalej, co doprowadza go do ciekawej, ale i niebezpiecznej relacji. Jane przezywa wewnętrzne konflikty, a Podziemiu poświęcono w nowych odcinkach naprawdę sporo czasu. Nie brakuje nowych twarzy, a każda z nich jest jeszcze bardziej absurdalna. Twórcy w umiejętny sposób mieszają poważne tematy takimi scenami, jak impreza disco u faceta z zegarem zamiast głowy nazywającego się… The Terrible Dr. Tyme. Cliff stara się nawiązać relacje z córką, choć akurat jego wątek jest dla mnie najgorszy do zniesienia. Ten bohater pokazał chyba wszystko co ma w pierwszym sezonie, a teraz już tylko krzyczy i przeklina bez większego sensu. Do tego się zacina, wielka kupa złomu! Szczerze, nie płakałabym za nim, bo moim zdaniem twórcy nie mają jakiegoś konkretnego pomysłu na tego bohatera. Oczywiście istnieje ewentualność, że on miał tak działać na widza. Na szczęście w przypadku reszty postaci wygląda to dużo lepiej. Rita angażuje się aktorsko, a Larry coraz lepiej dogaduje się z Negative Manem i poszukuje utraconej rodziny. Z kiepskim skutkiem, ale chociaż próbuje.
W nowych odcinkach twórcy bardzo starali się dać tak wiele urozmaiceń i absurdów, jak się tylko dało. Stąd uprawiające seks duchy wyłaniające się ze ścian posiadłości, zainfekowani jakimś grzybem astronauci z lat 50., a także różowe ludzki wkładające ludziom durne pomysły do głów i żywiące się pozyskiwaną z nich esencją. Wydaje mi się, że tego wszystkiego jest po prostu za dużo, zwłaszcza w połączeniu z dramatami poszczególnych bohaterów. Zabrakło jakieś równowagi między tym wszystkim i czasem czułam przytłoczona. Jednak pomimo tego serial nadal ogląda się świetnie, zwłaszcza dzięki przemianom, jakie niektórzy z bohaterów przechodzą. Interesuje mnie wątek Jane i to co się w niej dzieje, zwłaszcza, że najlepsze w tym temacie jeszcze jest przed nami. Podoba mi się przemiana Rity, która z wiecznie rozklejonej i rozkapryszonej byłej gwiazdy zmienia się w kobietę, która jest w stanie poradzić sobie z wieloma problemami i demonami przeszłości. Nie jest to proste i właśnie dzięki wysiłkowi, jaki musi w to wszystko włożyć lubię ją jeszcze bardziej.
Im dalej w las, tym mimo absurdów Doom Patrol staje się mroczniejszy i bardziej niepokojący. Jednak im bliżej krawędzi bohaterowie się znajdują, tym szybciej przypominają sobie, że tak naprawdę jedynym sposobem na przetrwanie kryzysu jest humor. Choć w ich życiu pełno jest rozczarowań, bólu i strachu, to nadal pamiętają, że to nie są jedyne uczucia, jakie są na świecie. Oczywiście, o Nilesie ciężko jest to powiedzieć. Szef walczy z poczuciem winy, ponieważ on naprawdę zdaje sobie sprawę, że jest winien wszystkich cierpień członków Doom Patrol i gdyby nie on, mogliby przeżyć swoje życie względnie normalnie. Timothy Dalton świetnie się sprawdza w tej roli i niektóre sceny z nim wręcz łamią serce, zwłaszcza, że im bliżej finału, tym musi podejmować coraz trudniejsze decyzje.
Czytaj też: Recenzja polskiej antologii W domu – pandemia to czas twórczego szaleństwa i przesady
Drugi sezon Doom Patrol przyniósł nam wiele zmian w tym wariackim świecie. Bohaterowie zmienili się, rozwinęli, stali się bliżsi (oprócz denerwującego mnie Cliffa). Najważniejsze jednak, że zaczęli powoli godzić się z tym, kim są. Sam finał, choć nie będę wdawała się w szczegóły, jest odpowiednio dramatyczny i pełen napięcie. Oczywiście jak na ten serial przystało nie zabrakło w nim dziwnych rzeczy, więc nie martwcie się, że twórcy porzucili specyficzny humor. Uprzedzam, historia, którą obserwujemy jeszcze się nie skończyła. Mogę napisać nawet, że dopiero się rozpoczęła, bo pozostawiliśmy bohaterów w bardzo przykrym położeniu i aż do premiery nowej odsłony nie będziemy wiedzieli co się z nimi stało. Pomimo kilku wad 2. sezon trzyma poziom i może trochę się wybija, jednak moim zdaniem nie jest to jakiś wielki skok. Trochę rzeczy już mi się przejadło, a wtórny humor za którymś razem przestaje bawić. Na szczęście członkowie Doom Patrolu w tym całym swoim nieudacznictwie są na tyle uroczy i ciekawi, że z pewnością seans sprawi Wam wiele przyjemności.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News