Reklama
aplikuj.pl

Recenzja polskiej antologii W domu – czas twórczego szaleństwa i przesady

Na HBO GO możemy obejrzeć stale powiększany cykl analogii składających się z krótkometrażowych filmów reżyserów z różnych krajów. Po wersji hiszpańskiej przyszedł czas na polską, dłuższą, bo składającą się aż z czternastu krótkometrażowych filmów. Czy warto poświęcić czas i obejrzeć polskie W domu?

Homemade od Netfliksa i W domu od HBO to przykłady rodzącego się pandemicznego gatunku, w którym wolno wszystko, ale nie wszystko powinno się robić. Zamknięci w domu twórcy tworzą obrazy odmienne od tego, co pokazuje się nam w kinach czy telewizji. Twórcy wykorzystują dostępny w domu sprzęt, przelewają na papier swoje pomysły, a potem kręcą je by dać nam swój obraz tego dziwnego świata, którego bez obrazu możemy nigdy nie zrozumieć. Za kilkadziesiąt lat opowiemy swoim dzieciom o kwarantannie, o pandemii, która wyludniła miasta i pokazała, że Ziemi bez ludzi byłoby o wiele lepiej. Pokażemy im filmy, które w tym czasie powstały i być może będziemy w stanie pokazać dziwność tego okresu. To trochę jak z komunizmem, którego moje pokolenie nie doświadczyło. Gdy rodzice opowiadali mi o tych czasach wydawało mi się to wszystko tak abstrakcyjne, a potem sama stałam w długich kolejkach do sklepu, choć już nie człowiek na człowieku. To nie ten sam poziom, to nie te same ograniczenia, ale surrealizm jakiś taki podobny. I chyba coś takiego otrzymujemy w tych wszystkich krótkometrażówkach zarówno od Netfliksa jak i od HBO. Różne oblicza pandemii pokazane przez pryzmat różnych ludzi. Oglądanie ich jest doświadczeniem ciekawym, choć z pewnością bardzo nierównym, bo zawsze trafimy na coś gorszego lub po prostu nieodpowiadającego naszym gustom. Ale dlatego lubię antologie, nie musimy oglądać wszystkiego i po kolei by sens całości do nas dotarł. W swojej recenzji nie będę opisywała każdego filmu po kolei, ale kilka tych wartych zobaczenia lub po prostu wyróżniających się, co niestety nie zawsze działa na plus.

Polskie W domu to różne spojrzenie na ten sam temat. Podobnie jak w Homemade całość otwiera wizja miasta dotkniętego pandemią. Jednak Jerzy Skolimowski pokusił się na ciekawy zabieg pokazując nam wyludnioną Sycylię, gdzie po gwarnych uliczkach, wypełnionych po brzegi stadionach i kościołach pełnych wiernych pozostały tylko dźwięki. Czarno-biała stylistyka podkreśla tylko wszechobecną pustkę. Wszystko zamarło, ale echa ludzi pozostały, podobnie jak porywana przez wiatr plastikowa rękawiczka. Krzysztof Skonieczny poszedł w obrazy, w opowieść o pustyni i o odradzaniu się natury. W „Ukryj mnie w samolocie lecącym do Marrakeszu” jest wiele banałów, ale jest w tym filmie coś, co mnie urzekło. Być może ten Herbert, a może głos i podobieństwo do Ślepnąc od świateł? Ciężko mi powiedzieć, jednak czasem te proste, bardzo oczywiste metafory wydają się czymś, czego potrzebujemy. Czasem potrzeba usłyszeć, że kiedyś wszystko powróci do normy.  Na razie jeszcze idę po kolei, bo polskie W domu startuje z wyższego poziomu. Ciekawym spojrzeniem na życie podczas pandemii jest „Dzisiaj są moje urodziny” Jacka Borcucha. Czarno-biała krótkometrażówka opisująca 50. urodziny reżysera, które obchodzi podczas kwarantanny. Słuchamy składanych mu przez bliskich życzeń i obserwujemy go, samego w tak przełomowym momencie życia. Ilu z nas przezywało podobne chwile? Jest w tym coś przerażającego i bardzo intymnego.

Podobał mi się surrealistyczny „Dom w skorupce” Renaty Gąsiorowskiej, animacja o życiu w jajku, w tej tytułowej skorupce, w której zamknęliśmy się podczas pandemii jeszcze bardziej. Niby możemy komunikować się z ludźmi na odległość, jednak to nigdy nie będzie to samo. Paweł Łoziński w swoim „Maski i ludzie” poszedł w dokument. Kręci z balkonu przechodniów, z którymi rozmawia o życiu podczas pandemii, o ich zdaniu na całą tę sytuację. To chyba najbliższa i najbardziej prawdziwa wersja naszej rzeczywistości. Widzimy tutaj ludzi o odmiennych poglądach i zapatrywaniu na świat. To możliwość wypowiedzenia się, po prostu. Reżyser nie ocenia, słucha i rozmawia. Podoba mi się to. Podobnie jak „Chłopiec z widokiem” od Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta. Jest w tym tęsknota za normalnością, za oglądaniem świata nie przez okno i z dystansu. Nam wszystkim w czasie pandemii brakowało tej swoistej bliskości, z której najczęściej wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy.

Niestety dając dowolność i swobodę pozwala się reżyserom na przesadę, która nie zawsze działa. Xawery Żuławski, którego specyficzny styl lubię w długiej formie, w krótkiej przytłacza i sprawia, że jego „Koronoświrusy” jest męczące i tak groteskowe, że ciężko je oglądać. „Korona Killer” Magnusa von Horna ma w sobie wiele frustracji i takiego dziwnego zmęczenia. I choć doskonale zdaję sobie sprawę, że o to chodziło reżyserowi nie byłam w stanie wczuć się w prezentowany przez niego obraz. „Ślimak” Krzysztofa Garbaczewskiego mnie pokonał i w efekcie podchodziłam do niego trzy razy. Ta animacja, kadry z pracy w ogrodzie i pseudofilozoficzne teksty, które słyszymy nie przemawiają do mnie ani trochę. Ciężko mi było się na tym skupić i złapać sens. Pośród czternastu filmów, które znajdziemy w tej antologii niewiele jest „złych”, jednak sporo wywołało we mnie obojętność i nie przyciągnęło mojej uwagi na tyle, bym je zapamiętała na dłużej. Nie oznacza to, że te, które mi się podobały zapamiętam na długie lata, to chyba nie ten typ filmów. Podobnie jest w przypadku Homemade, które oglądałam chyba miesiąc temu. W tym czasie zdecydowana większość zdążyła mi z głowy wyparować. Nie czuję po nich specjalnej pustki, a format pozwala, bym do tych lepszych mogła kiedyś wrócić bez poczucia straconego czasu.

Czytaj też: Szaleństwa ciąg dalszy. Recenzja serialu The Umbrella Academy – sezon 2

Zarówno Homemade, jak i W domu obejrzeć warto. Wyjątkowa sytuacja, w jakiej znaleźliśmy się wszyscy w ostatnich miesiącach musiała zaowocować czymś takim. Twórcy mają w sobie coś z natury, która pozostawiona sama sobie zaczyna wypełniać pustkę roślinami, zaś artyści zapełniają ją sztuką. A sztuka ma to do siebie, że bywa różna. I takie jest polskie W domu. Jest niezwykle zróżnicowane, choć ogólna tematyka jest taka sama. Pandemia przewija się wszędzie, choć u każdego przybiera inną formą. Produkcje są krótkie, trwają od 7 do 13 minut, więc obejrzenie całości nie zajmie Wam dużo czasu. Jeśli miałabym ocenić w jakiś sposób całość, to chyba zabrakło mi w tej antologii intymności, którą tak nacechowane było Homemade. Tam czułam, że twórcy chcą się uzewnętrznić, chcą pokazać nam swoje uczucia poprzez film. W domu (Polska) jest dla mnie za bardzo wyreżyserowane, a miejscami za bardzo przerysowane. Jednak warto zagłębić się w umysły naszych rodzimych twórców, bo pandemia to istotny czas dla przemysłu filmowego i jestem pewna, że takie krótkometrażowe miniserie są zalewie początkiem. Ta tematyka będzie do nas wracać w przeróżnej formie, a taki właśnie będzie jej początek. Cieszę się, że są to krótkometrażówki, bo nawet te słabe nie trwają na tyle długo, by można było bardzo odczuć stracony czas.

Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News