Reklama
aplikuj.pl

Recenzja serialu Perry Mason – sezon 1

Perry Mason serial HBO, Perry Mason zwiastun, Perry Mason Matthew Rhys, Perry Mason obsada, Perry mason 2020, Perry Mason teaser serialu

Parry Mason to postać kultowa, jednak nie do końca w Polsce. Być może starsi widzowie kojarzą go z twarzą Raymonda Burra, który wcielał się w niego prze kolejne dekady. Czy jednak za sprawą nowego serialu HBO bohater zyska sobie kolejnych wiernych fanów? Zapraszam do bezspoilerowej recenzji 1. sezonu.

Erle Stanley Gardner stworzył Perry’ego Masona w latach 30. XX wieku i bohater bardzo szybko zawładnął sercami amerykanów. Adwokat z Los Angeles, wyjątkowo błyskotliwy i inteligentny, który umiejętnie wykorzystując kruczki prawne rozwiązuje nawet najbardziej skomplikowane zagadki kryminalne. Perry stał się bohaterem 82 powieści i 4 opowiadań, a także filmów i do pewnego momentu jednego serialu. Najbardziej znanym aktorem wcielającym się w tę postać był Raymond Burr. Ostatni film o słynnym detektywie powstał jednak przeszło dwadzieścia lat temu i szkoda tak kultowego bohatera odstawiać do lamusa. Dlatego HBO postanowiło dać Masonowi nową twarz obsadzając w tej roli Matthew Rhysa i ponownie przenieść widzów do mrocznych lat 30. ubiegłego wieku. Mason nie jest jednak wziętym adwokatem i super detektywem, tylko zgorzkniałym człowiekiem, któremu nie starcza na rachunki, a nawet na zapłacenie za przesyłkę. Do tego to szorstki typ z zamiłowaniem do picia i tendencją do robienia sobie wrogów. To są po prostu początki, bo właśnie pierwszy sezon pokazuje nam przełom w karierze głównego bohatera. On do wielkości musiał jakoś dojść i HBO daje nam możliwość spojrzenia na tę drogę.

Czytaj też: Recenzja miniserialu Quiz – wielkie oszustwo za milion funtów

Akcja serialu rozgrywa się w Los Angeles, jednak to jeszcze nie jest miasto napędzane siłą Hollywood. Jest tym obrazie sporo depresyjnego klimatu noir, który mnie osobiście urzekł już od pierwszego odcinka. Najważniejsze jednak, że pomimo niespiesznej otoczki, twórcy ruszają z kopyta już od pierwszego odcinka – porwano dziecko i od zrozpaczonych rodziców przestępcy żądają okupu. Wydawałoby się, że wszystko przebiega zgodnie z planem, pieniądze zostały przekazane w miejsce wskazane przez porywaczy, a rodzice biegną po pozostawione w tramwaju dziecko. Martwe już dziecko. Musicie przyzwyczaić się od początku do brutalności tego świata, podobnie jak sami bohaterowie, gdyż bardzo szybko podejrzenia policji spadły… na rodziców. I tu do akcji wkracza Perry Mason, którego mentor, Elias Jonathan (John Lithgow), reprezentuje oskarżonych. Perry ma zająć się szukaniem dowodów i poznaniem prawdy. A prawda wcale nie jest oczywista. Niestety zbrodnia, która wstrząsnęła miastem nie jest zbyt wygodna dla organów ścigania. Policji zależy na jak najszybszym jej zamknięciu, a niekoniecznie na rozwiązaniu. Fabuła pierwszego sezonu nie jest przesadnie skomplikowana pod względem konstrukcyjnym, jednak znajdziemy tu wiele tajemnic i błędnych tropów, którymi podążamy wraz z głównym bohaterem. A gdy do akcji wkracza popularna w mieście kaznodziejka Siostra Alice (Tatiana Maslany) wszystko dodatkowo się komplikuje. Kobieta nie tylko otacza opieką matkę zmarłego dziecka, ale również deklaruje, że jest w stanie przywrócić je do życia.  Maslany wygłasza pełne teatralnych emocji, wspaniałe kazania, a prowadzony za jej sprawą wątek religijny ma duże znaczenie w kontekście całego sezonu.

Choć Perry Mason jest serialem kryminalnym, to w ogólnym rozrachunku koncentrujemy się tutaj bardziej na rozwoju postaci, niż na samych zagadkach i rozwiązywaniu przestępstw. Produkcja HBO tym właśnie różni się od poprzednich o tym bohaterze. My dopiero zobaczymy, jak staje się sławnym detektywem i adwokatem. Moim zdaniem to świetne posunięcie, gdyż dostajemy „czystą” postać, bez przeszłości, która na naszych oczach stanie się dopiero silnym i złożonym bohaterem. Mason w serialu nie jest właściwie prawnikiem, a już zdecydowanie nie ma tego błyskotliwego prawniczego umysłu. Jest jeszcze, jakby to określić, niesformułowany. Dzięki temu widzowie, dla których jest to pierwsze z nim spotkanie, nie będą czuli, że coś powinni nadrobić lub coś im umyka. Każdy z pobocznych wątków ma silny wpływ na Masona i jakoś go kształtuje. Aspekt kościelny pozwala mu dostrzec pewne schematy, które doprowadziły go do takiego stanu. Nie spodziewajcie się, że on zaraz się odmieni i znajdzie w religii odkupienie. O nie. Perry jest zagubioną duszą, w której ciąży ponury klimat miasta, rozłąka z żoną i dzieckiem, a także pozbawione większego sensu życie. Egzystując na zrujnowanej farmie w pobliżu pasa startowego przyzwyczaił się do ciągłych potknięć. Wydaje się, że wszystkiemu winne są traumy związane ze służbą podczas I Wojny Światowej. Bohater nie jest w stanie sobie z tym poradzić i wydarzenia z przeszłości sukcesywnie zmieniają teraźniejszość. Przed masonem jeszcze długa droga do odkupienia, którego doświadczy jednak nie za sprawą religii, a wymierzania sprawiedliwości i egzekwowania prawa.

Matthew Rhys kradnie cały serial. Potrafi dać nam bohatera z krwi i kości, bardzo złożonego, zagubionego, ale już wyraźnie idącego w kierunku znanym z poprzednich adaptacji powieści Gardnera. Widzimy już tę ikoniczną dokładność i dbałość o szczegóły podczas śledztwa, tę chęć odnalezienia za wszelką cenę sprawiedliwości. Nawet nie mając wyrobionej pozycji lubi pokazywać swoją wyższość, ale bez przesady. Jest również wyjątkowo solidny i lojalny, co doskonale widać w jego relacjach z partnerem Petem Stricklandem (Shea Whigham). Panowie bardzo się od siebie różnią, dzięki czemu w przedziwny sposób się dopełniają. W serialu widzimy również jak wiele czasu i wysiłku trzeba było poświęcić na zbieranie dowodów i odkrywanie poszczególnych tajemnic, a to wszystko i tak nie umywa się do ostatecznego udowadniania winy lub niewinności. Sprawiedliwość i prawo w teorii bardzo wyraźnie mija się z tym praktykowanym w Los Angeles. Do tego warto wspomnieć o pogłębieniu wątków politycznych i społecznych, aktualnych również w naszych czasach. Za to odpowiada głównie Chris Chalk, który gra jednego z pierwszych ciemnoskórych policjantów, jacy służyli w mieście. Dzięki temu możemy obserwować przejawy rasizmu nie tylko ze strony przestępców, ale przede wszystkim współpracowników. Inni funkcjonariusze traktują go źle i bardzo często zastanawiałam się, jak silna jest w nim potrzeba pełnienia tego stanowisko lub jak bardzo władze chcą zmienić zdanie o policji. Pojawia się również bardzo fajny wątek feministyczny, za który odpowiada Della Street (Juliet Rylance) asystentka i prawa ręka Johnatana. Wiem, że na niektórych już samo słowo „feminizm” działa jak płachta na byka, jednak ta postać po prostu jest silną kobietą, która żyjąc w męskim świecie nauczyła się stawiać na swoim i bronić swoich przekonań.

Czytaj też: Recenzja polskiej antologii W domu – pandemia to czas twórczego szaleństwa i przesady

Perry Mason nie jest serialem idealnym, bo dostaniemy wiele bezsensownie rozwleczonych scen i wątków, które wyraźnie służyły rozciągnięciu odcinków do prawie godzinnego formatu. W produkcji pojawia się wiele tajemnic, a niektóre z nich skonstuowane sa bardzo niechlujnie i, przynajmniej w moim przypadku, wywoływały frustracje. Niektórych również mogą nużyć wątki poświęcone kościołowi, których od pewnego momentu robi się w serialu wyjątkowo dużo. Mimo wszystko jednak Perry Mason nadrabia genialnie skonstruowanym i zagranym głównym bohaterem, który nie jest kryształowy i wydaje się człowiekiem z krwi i kości, z wieloma zaletami, ale i wadami. Serial ma również do zaoferowania interesujący drugi, a nawet i trzeci plan. Fabuła jest ciekawa, nawet pomimo kilku potknięć. No i cała warstwa audio-wizualna. Mroczne, depresyjna Los Angeles bardzo mi się podoba. Dodatkowo ta społeczna otoczka, tak bardzo aktualna w dzisiejszych czasach również silnie działa na widza. Przedmiotowe traktowanie kobiet, nierówności na tle rasowym, brutalne zachowanie policji, kościół wierzący bardziej w pieniądze niż w Boga. To wszystko jest tak bardzo aktualne, że emocje podczas seansu są o wiele mocniejsze. Te aspekty nadają serialowi również taki gorzki charakter, zwłaszcza gdy pomyślimy, jak niewiele rzeczy od lat 30. XX wieku uległo zmianie. Dlatego właśnie gorąco polecam Wam obejrzenie Perry’ego Masona. Produkcja liczy osiem odcinków trwających około godziny. Na HBO GO znajdziecie już wszystkie, więc nie będziecie musieli czekać tygodnia, by dowiedzieć się, co będzie dalej.

Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News