Reklama
aplikuj.pl

Żyję w przyszłości. GeForce Now, czyli rewolucja streamingowa

geforce now, nvidia, streaming gier, granie w chmurze

Śledziłem rozwój GeForce Now od jakiegoś roku i już wtedy usługa imponowała możliwościami. Jak sprawuje się ona na premierę?

Zapewne dalej wiele osób jest zaskoczona tym, iż NVIDIA pracowała nad usługą gry w chmurze. Ale tak – od dawna trwały już beta-testy GeForce Now, a dziś możemy już wszyscy korzystać z tego, co prawdopodobnie stanie się przyszłością gamingu.

Powiecie, że może trochę przesadzam. W końcu nawet dziś, w czasach cyfrowych gier wideo, dalej na rynku jest liczne grono osób, które korzystają z pudełkowych wydań. Nie wierzę jednak, że zbieracze pudełek w końcu nie wyginą. Za kolejne naście lat tworzenie boxów przestanie się w końcu już zupełnie opłacać i zapomnimy o plastikowych opakowaniach. Tak samo jak kiedyś zapomnimy w końcu, że gry wideo się pobierało i instalowało. Owszem, do tego jeszcze długa droga, ale nie widzę innego wyjścia po kilku dniach testów. Streaming wygląda po prostu zbyt dobrze.

Przeszłość

Wspominałem o tym, że już od jakiegoś czasu śledzę GeForce Now. Co prawda nie pokusiłem się o zdobycie kodu do bety, ale z zainteresowaniem obserwowałem rozwój usługi na filmikach na YouTube. Tam też dowiedziałem się o istnieniu opcji streamingu od NVIDII. Pamiętam, że zaskoczył mnie jeden z filmików, którego tytuł mówił o Wiedźminie 3: Dziki Gon odpalonym na Ultra, który działał w chmurze. Moje ostatnie doświadczenie ze streamingiem gier sięgało jeszcze czasów OnLive, na którym uruchomiłem testowo którąś odsłonę Dirta na swoim smartfonie. Nie powiem, już wtedy robiło to spore wrażenie, ale lekkie przycięcia czy błędy graficzne uświadomiły mnie, że to jeszcze nie to. Wróćmy jednak do Wiedźmina…

Byłem przekonany, że do streamingu jeszcze daleka droga i wspomniany Geralt zapewne nie wypadnie najlepiej. Ależ byłem zdziwiony jak zobaczyłem tę jakość usługi. Jedno z tego typu nagrań dowodzi, że technologia już od dawna jest na wysokim poziomie i teraz mamy do czynienia z szlifowaniem tego, co udało się stworzyć.

Gdzieś z tyłu głowy miałem jednak przekonanie, że gdy nastąpi oficjalny start usługi NVIDIA GeForce Now to wszystko się posypie. Pamiętacie przecież, co się stało ze Stadią. Niespełnione obietnice, deweloperzy, którzy sami mają sobie radzić z tworzeniem gier w najwyższej jakości czy nawet problemy hardware’owe z przegrzewającymi się Chromecastami. Pole do tego, żeby coś się zepsuło jest w tym przypadku ogromne, więc strzelałem, że w najlepszym wypadku serwery GeForce Now padną pod pierwszą falą chętnych do sprawdzenia usługi. Cóż, nie padły. Działają doskonale. Ten mistyczny streaming z przyszłości naprawdę działa.

Teraźniejszość jak z przyszłości

Wciąż nie mogę się nadziwić, że GeForce Now po prostu działa. NVIDIA stworzyła tak sprawnie działający program (choć funkcyjnie jeszcze można do niego co nieco dodać), że aż czuć taki… apple’owski sznyt? Cokolwiek bym nie robił – działa jak należy. Nawet jak traciłem na chwilę zasięg na laptopie, testując grę poprzez Wi-Fi to i tak program na tyle sprawnie dostosowywał jakość obrazu, nie pozwalając, aby uciekały mi klatki na sekundę, że nawet nie byłem zły na te zdarzające się raz na ruski rok problemiki.

Rozgrywka poprzez chmurę jest już na tyle w zaawansowanym stadium rozwoju, iż naprawdę zdarzyło mi się zapomnieć o tym, że ta gra przede mną nie powinna działać w Ultra, a co najwyżej w nisko-średnich. Bawiłem się grami, zupełnie zapominając, że obraz nie pochodzi z mojego komputera. Bajka. Magia. Nie wiem jak inaczej to opisać. Przez NVIDIA GeForce Now już teraz zdarza mi się myśleć o tym, że czekając na coś/kogoś, mógłbym pograć, gdybym tylko wziął ze sobą MacBooka (granie na laptopie Apple w gry na Ultra. To jest dopiero dziwne uczucie). Niestety, nie mam jak sprawdzić działania streamingu gier na telefonie, bo póki co NVIDIA przygotowała tylko aplikację na smartfony z Androidem.

Cudowna przyszłość, która na pewno nadejdzie

Już teraz NVIDIA GeForce Now jest rewelacyjną usługą. Jest jednak kilka drobnych rzeczy, które trzeba ustawić na właściwych torach, aby rewolucja streamingowa rozpoczęła się na dobre.

Po pierwsze. Wiecie czego teraz potrzebujemy? Sieci 5G oraz większych pakietów GB do wykorzystania w sieciach komórkowych. Co prawda sam mam pakiet 85 GB, ale zapowiadane przez NVIDIĘ zużycie danych na poziomie 10 GB na godzinę gry, dalej nie do końca zachęca, aby korzystać z własnego źródełka, zamiast Wi-Fi.

Po drugie. NVIDIA chwali się 1000 gier kompatybilnych z ich usługą. Liczba jak najbardziej robi bardzo dobre wrażenie, w porównaniu do Google Stadia i ich garści gier. Na plus jest również to, że gry możemy kupić na Steam czy Uplay (inne launchery, wkrótce też mają być obsługiwanie) i to tamtejsze promocje czy funkcje aplikacji działają na GF Now i nikt nie zmusza nas do korzystania z jednego sklepu jak, bardziej konsolowa, Stadia. Problem jednak w tym, że gdy spojrzałem na swoja bibliotekę gier na Steam, która pamięta jeszcze czasy bycia pecetowcem, to większość gier miałem „niedostępną”. Nowsze tytuły nie powinny Wam jednak sprawiać problemów, chyba, że są mało znanymi indykami.

Po trzecie. Abonamenty mogą nas rozpieścić. Gdybym miał wymyślić sobie idealną usługę streamingową to powiedziałbym, że w ramach opłacanego dostępu do jej możliwości, powinienem też mieć dostęp do ogromnej biblioteki gier. Tylko… w sumie dlaczego? Powodem jest to, że rosnąca popularność abonamentów trochę nas rozpieściła i jakoś wydaje się to naturalne, iż te gry powinny być za darmo.

Phil Spencer zarzeka się, że Game Pass się im bardzo opłaca i nawet nie zamierzają podnosić cen, ale… plotki i branżowe pogaduchy mówią za to coś zupełnie innego. Microsoft ma teraz tracić na abonamencie Game Pass licząc na to, że zdobędzie masę klientów, którzy potem w jakiś inny sposób zaczną przynosić MS zyski. Zdaje się zatem, że taki model biznesowy, w którym mamy streaming i bibliotekę gier jest raczej aktualnie niemożliwy. Zmianę w tej kwestii zapewne przyniesie dopiero światowa premiera PlayStation Now i xCloud z Game Passem. Pytanie tylko czy będzie się to ostatecznie opłacać?