Drone Swarm to symulator kosmiczny, pokazujący odświeżone spojrzenie na walkę w kosmosie. Kosmos nie jest najprzyjaźniejszym miejscem dla naszego gatunku, brak powietrza, próżnia, wahania temperatury. Być może zamiast narażać życie (i tracić zasoby na okręty zapewniające warunki do życia ludzi) warto pozostawić niebezpieczne zadania bezzałogowym dronom?
Z tego założenia wyszło najpewniej Stillalive Studios w kooperacji z Astragon Entertainment oddając w swoim najnowszym dziele Drone Swarm pod kontrolę graczy okręt kosmiczny Argo wraz z jej 32 tysiącami dronów.
Historia
Jest rok 2118. Ziemia jaką znamy już nie istnieje. Po tym jak olbrzymie obszary Ziemi zostały zniszczone przez ogromne roje dronów obcych, planeta znalazła się w ruinie. Garstka ocalałych ludzi o zdolnościach psionicznych znalazła sposób, aby przejąć kontrolę nad dronami i powstrzymać atak. Niestety z uwagi na zanieczyszczenia atmosfery nasza planeta jest coraz mniej zdatna do zamieszkania. Szansą na ocalenie gatunku jest misja kolonizacyjna Argo w poszukiwaniu nowego domu.
Czytaj też: Najlepsze gry PS4 i Xbox One, które Wam umknęły
Czytaj też: Gry, które zasługują na nextgenowy upgrade, a nie update
Czytaj też: Gry do poruszania się podczas pandemii
Drony na wojnie
Współcześnie drony zmieniają oblicze konfliktów pozwalając na starcie bez ryzyka utraty życia żołnierzy. W Drone Swarm to one stanowią naszą jedyną siłę uderzeniową. Co ciekawe do dyspozycji mamy tylko jeden typ jednostki, ale mogą one uczyć się nowych “rozkazów” z biegiem czasu stając się coraz doskonalszymi.
Na początku mamy tylko 2 polecenia wytyczenie ścieżki ataku na której drony atakują każdy cel i postawienie defensywnej “ściany” do obrony stacjonarnego Argo – naszego centrum dowodzenia. Z czasem dochodzi kula pozwalająca “przesuwać” jednostki wroga. Każdy z rozkazów z biegiem czasu można wzmocnić czy to przez dodatkowy efekt czy to długość trwania.
Fakt, że nie mamy pod kontrolą klasycznych jednostek a rój wpływa na sposób walki. Liczba dronów jest stała a każdy rozkaz wymaga ich konkretnej ilości do realizacji. Im dłuższa linia ataku bądź szersza ściany tym więcej bezzałogowców wymaga. Kluczowe jest zarządzanie zadaniami oraz refleks (z uwagi na brak aktywnej pauzy). Zbyt słaba tarcza może oznaczać być albo nie być Argo.
Przeciwnicy nie ułatwiają nam zadania, inną strategie wymuszają szybkie mobilne okręty zwiadowcze, inne ciężko opancerzone krążowniki a jeszcze inną specjalne jednostki niszczące drony na odległość.
Przez kosmos
Nie samą walką żyją jednak ludzie w XXII wieku. Podróż od potyczki do potyczki wzorowana na FTL ma cel, którym jest znalezienie nowej Ziemi by uratować braci i siostry pozostawionych na ojczystej planecie.
Sama fabuła historii obejmuje kilka przewidywalnych zwrotów akcji i kilka obcych ras. Niestety w odróżnieniu chociażby do Crying Suns każde spotkanie ma w zasadzie militarny charakter zaś wybory i decyzje nie są obecne. Zmniejsza to re-grywalność pozycji.
Sytuacja poprawia trochę fakt opcjonalnych misji dzięki którym rozwijamy inteligencje roju bądź ulepszamy okręt, jednak nic nie stoi na przeszkodzie by za jednym podejściem poznać je wszystkie.
Oprawa i sterowanie
Graficznie tytuł jest nierówny, z jednej strony same okręty, czy rój dronów robią dużo lepsze wrażenie niż w FTL czy Crying Suns, z drugiej mało urozmaicone tło potyczek jakoś nie porywa. Animowane przerywniki między misjami są utrzymane w komiksowym stylu i mogą się podobać, ale całości dużo brakuje chociażby do jakości Starpoint Gemini 3.
Czytaj też: Oczekiwałem miedzi, a trafiłem na złoto. Te dwa DLC skradły mi serce
Czytaj też: Night City jest ładne, ale są miasta, które mnie bardziej zachwyciły
Czytaj też: Premiery gier – grudzień 2020
Ocena
Drone Swarm to symulator kosmiczny skupiony tylko na walce, jednak z uwagi na nietypowe podejście do tego aspektu zapewnia rozrywkę na kilka godzin. Fabuła mimo sztampowości i jednokrotności potrafi zachęcić zwłaszcza, że co jest rzadkością posiada polską wersję językowa (napisy). Największą wadą gry na ten moment jest cena ponad 86 zł za kilka godzin rozgrywki to trochę za dużo, ale już w promocji za jakieś 50 zł tytuł ten zapewni bardziej adekwatną zawartość do ceny.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News