Podsumowywałam połowę sezonu Star Trek: Discovery, więc teraz przyszedł czas na całość. A jest o czym pisać, bo tym razem twórcy odważnie weszli na teren, który do tej pory w uniwersum nie był eksplorowany – daleką przyszłość. Jak wypada 3. sezon Discovery? Dokąd zmierza ta historia i czy finał sezonu satysfakcjonuje? Uwaga, recenzja spoilerowa!
Star Trek: Discovery zabiera nas w odległą przyszłość
Trzeci sezon Star Trek: Discovery kontynuuje motyw podróży w czasie kostiumem Czerwonego Anioła, stworzonym na statku aby pozbyć się danych Sfery. Sezon rozpoczyna się przybyciem Michael Burnham (której matka stworzyła główny kostium), 930 lat w przyszłości gdzieś w kwadrancie Beta (lokalizację może spekulować na podstawie dialogu bohaterów o ‘nowym życiu w nowym kwadrancie’ sugerując, że jest to inny kwadrant, ale ciągle dość ‘blisko’ Federacji).
Wspominając o Federacji, główną nowością w przyszłości jest brak Federacji, przy czym przyszłość jest znacznie mroczniejsza i mniej spokojna niż przeszłość, pozbawiana wielu możliwości, jednak jak można się domyślić, bardziej zaawansowana technologicznie. W drugim odcinku, po roku, do Burnham dołącza reszta załogi razem ze statkiem, który oficjalnie został ‘zniszczony’ w przyszłości. Sezon kończy się również w roku 3189, finał przynosi odpowiedzi na większość pytań, które nasuwały się po pierwszych odcinkach, nie dowiadujemy się jednak jak sprawy się mają w ‘teraźniejszości’.
Czytaj też: Recenzja serialu Stewardesa –thriller i absurdalna czarna komedia w jednym
Czytaj też: Kuzyn tego fajnego – recenzja Amnesia Rebirth
Czytaj też: To strategia czy gra logiczna? Recenzja As Far As The Eye
Jak Burnham i reszta ekipy z Discovery odnajduje się w przyszłości i jak ogląda się trzeci sezon Star Trek: Discovery?
Przede wszystkim łatwo zauważyć, że serial gubi gdzieś tempo i spowalniając po prostu przynudza. Discovery miało znacznie ciekawsze przygody w swoim czasie. Może to więc dobrze, że w przyszłości zakazane są podróże w czasie? Poczekajmy jednak z takim stwierdzeniem. Są momenty na których serial dużo traci, są też dość ciekawe wątki. Na początku weźmy pod lupę główny motyw sezonu, Wybuch dilitu, brak Federacji, tajemnica odnośnie wybuchu, tajemnica odnośnie braku Federacji. W przeciągu sezonu dowiadujemy się wszystkiego, z mniejszą lub większą satysfakcją. Star Trek: Discovery ma szanse odkryć niezbadane w uniwersum okresy jeśli chodzi o podróże w czasie. Całościowo więc trochę zawodzi w szerszej perspektywie.
Ciekawe są wątki poboczne, chociaż raczej średnio przyjęte przez fanów, ale nawiązujące do typowych rzeczy z kanonu. Mamy tutaj Trilla, a w sumie człowieka, który jest Trillem, ale o tym nie wie, w dodatku dostając podróż na Trill. Poboczny wątek mógłby być dość ciekawy, traci jednak trochę samym swoim pomysłem człowieka z symbiontami, trochę późno okazało się, że jest to możliwe. Kolejnym motywem są przygody Booka, przemytnika dilitu, którego Michael spotyka już w pierwszym odcinku. Book miał swoje momenty, niektóre dość ckliwe jednak nie można mu odmówić charyzmy. To samo z jego kotem, który stał się ulubieńcem internautów, i zajmie godne miejsce obok kota komandora Daty – Spota. Przy okazji może napędzać silnik zarodnikowy Discovery.
Wracamy też na chwile do równoległego świata Terran, a to wszystko z ciekawym nawiązaniem do Oryginalnej Serii – Strażnika Wieczności. Już wcześniej w serialu Discovery nawiązywano do tego motywu (jeden z przemytników dilitu wiedział, że Discovery podróżuje w czasie przez zaobserwowane ‘dziwne fale grawitacyjne’). Spędzamy tam dwa odcinki. Patrząc na oceny odcinków widzę, że nie przypadły zbytnio fanom do gustu, nawet z nawiązaniem do Oryginalnej Serii i pojawieniem się Strażnika Wieczności. Wątek, który pojawia się wcześniej to Unifikacja, która jest również niestety jednym z najsłabszych odcinków sezonu. Fani Star Treka mogą kojarzyć wizję Unifikacji – połączenia Wolkan z dalekimi kuzynami Romulanami.
Mamy przyszłość i wreszcie się udało, dostajemy też archiwalne nagranie Leonarda Nimoya. Jednak nie jest to moment aż tak ekscytujący jak mógłby być. Odcinek przedstawiał ‘nową’(niepokazaną w kanonie) tradycją pozyskiwania wiedzy praktykowaną przez Wolkan. Proces ten dłużył się, odcinek też był bardzo sentymentalny przez co zdecydowanie odrywał uwagę od głównej osi fabularnej odcinka. Nie tyle zły pomysł, co raczej wina scenariusza. Do głównych wątków w fabule dołącza statek w mgławicy – Discovery odkrywa go dzięki temu, że są to współrzędne miejsca wybuchu. Na miejscu, pomimo wielkiego promieniowania, zostaje wysłana ekipa, łącznie z kapitanem, co przywodzi na myśl wiele odcinków typowych dla Star Treka. Wreszcie, główny czarny charakter, który nie jest do końca czarnym charakterem. Andorianka, która sprawuję władzę nad Szmaragdowym Szlakiem, a która chcę przeszkodzić Discovery albo stworzyć nową Federacje.
Czytaj też: Recenzja serialu Mroczne materie – sezon 2
Czytaj też: Recenzja serialu Bridgertonowie – 1 sezon to kostiumowy romans z nowoczesnym sznytem
Czytaj też: Recenzja 4 sezonu Chilling Adventures of Sabrina. Czy finał serialu satysfakcjonuje?
Po raz pierwszy w Star Treku fabuła nie skupiała się głównie na kapitanie, każdy sezon pokazuje Discovery pod innym dowództwem
Gdy Michael pierwszy raz spotyka Discovery, jej kapitanem jest Gabriel Lorca, w drugim sezonie przechodzi pod dowództwo kapitana Pike, słynnego z Oryginalnej Serii, kapitana Enterprise, pewne momenty dzieją się również na słynnym statku. Teraz kapitanem jest Saru, jednak pod koniec stanowisko zostaje zaoferowane Michael. Czy to dobra decyzja? Zobaczmy czwarty sezon i się przekonajmy. Trzeci sezon kończy się morałem, że czasami małe rzeczy mogą mieć wielkie konsekwencje, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, zwłaszcza w kosmosie, o którym nigdy nie będziemy wiedzieć wszystkiego.
W pogoni za szukaniem odpowiedzi na pytania o przeszłość i przyszłość Discovery trochę ucierpiała fabuła, jednak główny motyw jest wystarczająco ciekawy, żeby z przyjemnością obejrzeć sezon. Mam nadzieję, że Star Trek: Discovery doczeka się siedmiu sezonów jak to było z poprzednimi seriami oprócz Enterprise. Po trzech odsłonach widzimy jednak, że jest to podróż pełna przygód i dobrych pomysłów. Coraz bardziej lubimy załogę Discovery i przymykamy oko na pewne kwestie patrząc na serial pod względem franczyzy, niedawno dostaliśmy również Star Trek: Picard i Lower Decks. Tym bardziej satysfakcjonuje zakończenie, że jednak Federacja będzie istnieć również w przyszłości.
Pod pewnymi względami trzeci sezon wielu fanów może zawieść, głownie dlatego, że nie wykorzystuje całego potencjału tkwiącego w wykorzystywanych motywach. Poruszono wiele wątków, jednak chyba żaden z nich nie dostał tak satysfakcjonującego zakończenia, jakiego moglibyśmy się spodziewać i oczekiwać. Sam finał sezonu może pozostawiać wiele do życzenia, choć na szczęście łączy większość elementów i udziela odpowiedzi na powstałe podczas trzynastu odcinków tej odsłony pytania. Na plus działa spora ilość ciekawych easter eggów, które można było wyłapać, a które nawiązywały do innych elementów uniwersum, a także do realnego świata. Teraz pozostaje nam czekać na kolejny sezon i liczyć, że to co nie grało w trzecim, w czwartym zostanie naprawione.