Stacja dokująca nazywana też przez wielu „ładowarką do padów PS5” wydaje się być zbędnym gadżetem. To jednak jedna z tych rzeczy, które sprawiają, że po zakupie zastanawiamy się, jak mogliśmy bez tego żyć?
Czy ładowarka padów PS5 ma sens?
Są takie rzeczy, które wydają się na pierwszy rzut oka zbędne. „Po co nam to?” mówimy chociaż ochota na zakup nowego gadżetu jest czasem bardzo duża. W głębi serca liczymy na to, że rzeczywiście urządzenie znajdzie zastosowanie, bo w końcu po coś powstało, a inni je kupują. Sam tak niedawno miałem z smartwatchem. Myślałem, że smartopaska (która też była kupiona na próbę) mi zupełnie wystarczy. Zaryzykowałem jednak i wszedłem poziom wyżej jeśli chodzi o wearables. Dziś nie wyobrażam sobie powrotu do opaski. Ani do nieposiadania czegoś zaawansowanego technologicznie na ręce. Bo nagle okazało się, że smartzegarek znacząco ułatwia mi życie i sprawia, że jest trochę zdrowsze. Zaczęło się od kilku aplikacji jak Messenger, korzystanie z zegarka jako budzika, a skończyło na większej świadomości swojego organizmu wraz z rozpoczęciem treningów. Tak samo okazało się z tabletem, który kupiła dziewczyna. Też trochę nie była pewna czy się sprawdzi, a okazał się najlepszym urządzeniem ostatnich miesięcy, który znacząco wpłynął na styl pracy czy spędzanie wolnego czasu.
Czytaj też: Gry jak Hitman 3. W co zdążycie zagrać przed premierą tytułu?
Czytaj też: Najciekawsze premiery gier – Styczeń 2021
Czytaj też: Najciekawsze książki na temat gier wideo
Zatem wracając do naszej stacji dokującej. Czy ładowarka padów PS5 ma sens? Mówimy tutaj o oryginalnej, kosztującej około 150 złotych stacji dokującej DualSense (tylko nie kupcie przypadkiem tych z Allegro za 450 złotych, których cena wynika z chwilowego braku ładowarki w tradycyjnych sklepach). Moim zdaniem – jak najbardziej!
Czytaj też: Najlepsi bohaterowie gier 2020
Czytaj też: Najbardziej irytujące problemy Xbox Series X
Czytaj też: Najbardziej irytujące problemy PS5
Zacznijmy od rzeczy najmniej ważnej (choć może dla niektórych… najważniejszej?) czyli wyglądzie. Ładowarka do padów PS5 jest prześliczna i idealnie komponuje się z samą konsolą czy padami. Jej futurystyczny kształt to kontynuacja tego, co zapoczątkowało PS5 – sprzęt do grania wyglądający jakby był z przyszłości.
Jej konstrukcja sprawia, że umieszczenie padów jest niezwykle proste. Wystarczy delikatnie położyć DualSense w odpowiednim miejscu, a po chwili wskoczy on na swoje miejsce. Żadnego wyciągania kabli, podpinania ich do dwóch kontrolerów, czekania aż się naładują i tak leżą, by potem to złożyć i odłożyć na miejsce. Kończymy grę i odkładamy kontrolery na swoje miejsce, w którym się zawsze naładują. Żadnych niespodzianek z rozładowanymi padami nie miałem od czasu, kiedy korzystałem też z oficjalnej stacji dokującej do padów PS4. A to duża wygoda.
Czytaj też: Jak szybciej pobierać gry na PS5?
Czytaj też: PSVR na PS5 – jak włączyć? Jakie różnice w grach?
Czytaj też: Tryb bezpieczny PS5. Jak uruchomić, co daje?
Nie ma też co się martwić o to, że akumulatory w padach PS5 zaczną słabiej się sprawdzać po latach przez takie ciągłe ładowanie. Ładowarka przestaje je ładować, gdy mają „pełny bak”. Podczas ładowania wokół touchpada kontrolerów wyświetla się pulsujące pomarańczowe światełko. Gdy pad jest naładowany – nic się nie świeci. Dzięki temu wiadomo, że możemy go używać przez kilka godzin.
Wygoda, wygoda i jeszcze raz wygoda. A do tego ładne to. Inaczej nie da się krócej opisać ładowarki do padów PS5. To drobny gadżet, który ułatwi Wam życie. Gdy tylko będzie dostępny w normalnej cenie to kupujcie. Minusów takiego rozwiązania brak.